niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 33 - "I know You're trobule"

***

Jest taki moment gdy się budzisz i jesteś pomiędzy snem, a jawą. I w tym małym momencie, w tej jednej sekundzie wszystko jest możliwe. W tej sekundzie jesteś szczęśliwa. U twojego boku leży twój wspaniały narzeczony. Twoja rodzina jest szczęśliwa, a przyjaciele zadowoleni z życia. Ty jesteś zadowolona z życia. W tym jednym momencie jesteś panią świata, a potem uświadamiasz sobie, że to wszystko to nieprawda. Wstajesz z łóżka idziesz do kuchni zrobić sobie kawę i zaczynasz kolejny dzień mając nadzieje, że mimo iż Twoje życie się sypie ten dzień będzie lepszy od poprzedniego.
Powinnam się przejść, bo jeśli nie wstanę teraz to zacznę płakać, a jeśli to zrobię to cały dzisiejszy dzień spędzę płacząc i użalając się nad sobą. Może mroźne powietrze mi pomoże. Zawsze zastanawiam się jak mam się wydostać z hotelu skoro jestem strzeżona na każdym kroku. Mimo iż jestem dorosła i mogę robić co chce to traktują mnie jak dziecko. Co za paradoks chce mi się tak bardzo spać, a nie mogę zasnąć.
Kawa.
Potrzebuje kawy.
Lewa skarpetka.
Prawa skarpetka.
Spodnie.
Buty.
Cichutko wychodzę z pokoju. Mam nadzieję, że nikogo nie zbudzę. Przechodzę obok kuchni, ale tam świeci się światło. Kto o tej godzinie może nie spać? Jest środek nocy. Ciekawość jest większa i zamiast przejść cicho obok wchodzę do środka i w sekundzie w której przekraczam próg już tego żałuje. Próbuje się po cichu wycofać w nadziei, że mnie nie zauważył, ale po tym jak jego twarz wykrzywia grymas doskonale wiem, że wie o mojej obecności. Nie mam wyjścia i muszę się odezwać.
- Hej - Jest to coś pomiędzy szeptem, a westchnieniem. Nie jestem pewna czy to słyszał dopóki nie odwraca się w mogą stronę całym ciałem. Patrzył się na mnie tak jakby oczekiwał, że powiem coś więcej. Ja jednak nie byłam pewna co mu powiedzieć. Rozejrzałam się po kuchni i wróciłam wzrokiem do niego. Siedzi tylko w spodenkach i ostentacyjnie patrzy się na mnie. - Przepraszam. - Nie była pewna co tak naprawdę miałam zamiar zrobić.
- Za co? - Za co? Za wszystko. Za nic. Sama nie jestem już pewna za co przepraszam. W głowie kłębi mi się tak dużo myśli. Zdecydowanie za dużo. - Za to, że dziś tu przyszłaś. Za to, że mnie okłamałaś, a może za to, że złamałaś mi serce? -  Ostatnie słowa wykrzyczał z siebie.
- Daj spokój.
- Daj spokój? Chyba własnym uszom nie wierzę. To Ty wlazłaś w moje życie z buciorami. Nikt Cię o to nie prosił. A teraz mówisz mi "daj spokój". Powinnaś się stąd wynieść tam gdzie pieprz rośnie. Nikt tu nie będzie za Tobą tęsknił. - Jest mi przykro, ale nie będę mu pozwalała tak do siebie mówić. Powinien znać granice.
- Pieprz się! - Teraz to i ja krzyczałam.
- Wypierdalaj stąd!
- Już mnie nie ma!
- I dobrze!
- Ekstra!
- Mam nadzieje, że umrzesz! - Już nie odpowiedziałam, trzaskam jedynie drzwiami.

***

- Pieprz się! - Teraz to i ja krzyczałam.
- Wypierdalaj stąd!
- Już mnie nie ma!
- I dobrze!
- Ekstra!
- Mam nadzieje, że umrzesz!
Słyszę krzyki jestem tak oszołomiony, że w pierwszej chwili myślę, że to sen. Która jest godzina? Zegarek. Potrzebuje zegarka. Gdzie moja komórka? 4.06 a.m. Oni chyba poszaleli. Jak tylko dowiem się, kto tak krzyczy to go wykastruje. Już mam zamiar wstać gdy słyszę trzask drzwi. Nie ma sensu wstawać.

***

Nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem. Jakiś czas temu straciłam czucie w palcach z powodu przeszywającego zimna. Jest już całkiem jasno i na ulicach jest pełno ludzi. Niesamowite miasto. Duże i piękne. Klimatyczne i niebezpieczne. Chodzę już po nim od kilku godzin i mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale w tak dużym tłumie jaki mnie mija każdej sekundy jest to wręcz niemożliwe. Cieszę się, że w przypływie rozsądku zabrałam ze sobą telefon i słuchawki. Dzięki temu niemal całkowicie mogę odciąć się od ludzi.
Myślę... myślę, że skoro wszystko jest skończone, to po prostu powraca w migawkach. Zupełnie jak kalejdoskop wspomnień. Po prostu wszystko wraca. Wszytko, ale nie on. Myślę, że część mnie wiedziała od chwili, gdy go ujrzałam, że tak się stanie. To nieistotne co on powiedział, ani co zrobił. To było uczucie, które nadeszło wraz z nim. I szaloną rzeczą jest to, że nie wiem, czy kiedykolwiek będę znów czuła w ten sposób. Nawet nie wiem, czy powinnam. Wiedziałam, że jego świat porusza się zbyt szybko i płonie zbyt jasno. Ale po prostu pomyślałam, jak diabeł może ciągnąć Cię w stronę kogoś, kto wygląda jak anioł, kiedy się do Ciebie uśmiecha? Może on wiedział to, od kiedy mnie zobaczył. Wydaje mi się, że po prostu straciłam równowagę. Myślę, że najgorszą częścią tego wszystkiego nie było to, że straciłam jego. Tylko to, że zgubiłam siebie.

Dawno, dawno temu
Kilka pomyłek wstecz
Znalazłam się w zasięgu Twojego wzroku
Dopadłeś mnie samą
Odnalazłeś mnie
Odnalazłeś mnie
Odnalazłeś mnie

Domyślam się, że Ci nie zależało
A mnie chyba się to podobało
I kiedy zakochałam się w Tobie
Cofnąłeś się o krok
Beze mnie, beze mnie, beze mnie

I on jest daleko stąd
Gdy stoi obok mnie
I uświadamiam sobie, że wina leży po mojej stronie

Bo wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
I wysadziłeś, zostawiłeś mnie, och
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
Teraz leżę na zimnej, twardej ziemi
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty

Żadnych przeprosin
On nigdy nie dostrzeże, że płaczesz
Udaje, iż nie wie
Że to on jest przyczyną
Tego, że toniesz, toniesz, toniesz

Z zasłyszanych plotek wiem
Że już zapomniałeś o mnie
Pozostanę jedynie Twoją kolejną zdobyczą
Teraz to widzę, teraz to widzę, teraz to widzę

Był już daleko stąd 
Gdy mnie spotkał
I uświadamiam sobie, że to mnie powinno być głupio, hej!

Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
I wysadziłeś, zostawiłeś mnie, och
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
Teraz leżę na zimnej, twardej ziemi
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty

Nachodzi mnie najsmutniejsza obawa
Że nigdy mnie nie kochałeś, ani jej, ani nikogo, ani niczego
Tak

Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
I wysadziłeś, zostawiłeś mnie, och
Och, wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
Teraz leżę na zimnej, twardej ziemi
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty

Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Kłopoty, kłopoty, kłopoty
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Kłopoty, kłopoty, kłopoty

Nie wiem, czy wiesz kim jesteś, dopóki tego nie stracisz.

Wciskam bardziej dłonie w kieszenie kurtki aby trochę bardziej je ogrzać i niespodziewanie w jednej z nich znajduje kilka drobnych. Nie wiem dokładnie ile ich jest, ale wiem jedno. Czas napić się kawy. Nie wiele myśląc wchodzę do pierwszej napotkanej kawiarni. Jest mnóstwo ludzi, kolejka jest tak przerażająco długa, że na samą myśl stania w niej kręci mi się w głowie, lecz po chwili uświadamiam sobie, że nigdzie się nie śpieszę. Nigdzie nie muszę biec. Jest tu ciepło i przytulnie i co najważniejsze dostanę tu kawę. Uzależnienie wygrywa. Staję w kolejce.

***



***

Czasami zastanawiam się jak dużo osób to czyta, a ile z was to przypadkowe wyświetlenia. Czy podoba się wam to co czytacie czy raczej zmienilibyście któryś wątek, a może coś dodali?
xx
C

piątek, 6 maja 2016

Rozdział 32 - "Perfect"

***

A jej twarz z każdą minutą była coraz bliżej. Była już na tyle blisko, że gdybym tylko wystawił język mógłbym dotknąć nim jej ust. Poczuć ich smak. I właśnie wtedy pocałowała mnie w policzek. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi na Tobie zależy. - Gdy tylko dotarł do mnie sens tych słów wezbrał we mnie taki gniew jakiego jeszcze w życiu nie czułem. Nie jestem do końca pewny dlaczego, ale nie zastanawiałem się nad tym. Akurat stanęliśmy na światłach.
- Ooo nie. Nie zrobisz mi tego po raz drugi. Nie ma takiej opcji. - Nie myśląc już więcej odepchnąłem ją od siebie i wysiadłem z samochodu.
- Harry! Harry! - Było słychać krzyk Davida. - Harry! Nie wygłupiaj się i wsiadaj do samochodu! - Z każdym kolejnym krokiem głos był coraz mniej słyszalny. - Nie denerwuj mnie i wsiadaj do tego cholernego samochodu! - W wyobraźni widziałem jego minę. Wiedziałem, że jest na mnie wściekły i że poniosę konsekwencje swojego czynu, ale wiedziałem również, że nie wysiądzie z samochodu. Nie mógł zostawić go na środku skrzyżowania. A ja nie miałem zamiaru wracać do środka. Nie byłem w stanie popatrzyć w oczy dziewczynie która robiła ze mną co chciała wcale się nie wysilając. Byłem sam w "Wielkim Jabłku", a miasto stało dla mnie otworem.

***

Usłyszałem trzask drzwi od apartamentu i z ciekawości wyszedłem z pokoju. W salonie byli już prawie wszyscy. Louis leżał na łóżku. Liam siedział przed konsolą, a Zayn stał na balonie i właśnie zgniótł końcówkę wypalonego papierosa o barierkę, a następnie wyrzucał ją do śmietnika. Najpierw weszła Charli, a za nią David. Gdyby nie to, że wiedziałem jak dziewczyna była ubrana to pewnie nie wiedziałbym kto właśnie przekroczył próg pokoju. Wyglądała okropnie. Oczy miała czerwone i zapuchnięte. Włosy były w zupełnym chaosie, ale ten chaos był całkowicie inny niż ten, który gościł u niej zazwyczaj. Dziewczyna nigdy nie przywiązywała uwagi do włosów przez co nigdy ich nie czesała, ale dziś był to chaos w którym było widać cząstkę szaleństwa. Zupełnie taką samą jak w oczach. Kolor twarzy zlewał się jej ze szarym swetrem, który zapewne oddał jej David gdyż na polu niemiłosiernie lało. Widać było po niej, że szuka kogoś bo rozglądała się po pokoju. Gdy jej oczy zauważyły mnie w szybkim tempie pokonała dzielącą nas odległość i wpadła na mnie z impetem. Wtuliła się we mnie, a ja objąłem ją i oparłem głowę na jej głowie. Zwróciłem się w stronę Davida gdyż miałem nadzieje, że wyjaśni nam co się stało. Poczułem jak dziewczyna przytula się mocniej, a potem usłyszałem jak zaczyna płakać. Chwilę później poczułem, że moja koszulka robi się mokra.
- Gdzie Harry? - Zayn zadał pytanie, na które każdy z nas chciał znać odpowiedź. Zaraz po tym jak chłopak je zadał poczułem jak Charlie łapie haust powietrza.
- Nie wiem. - David usiadł na fotelu.
- Jak to nie wiesz. - Lou podniósł się do pozycji siedzącej i zanim się spostrzegłem już wybierał do niego numer. Próbowałem przemieścić się z Charlie w ramionach, ale nie byłem w stanie więc postanowiłem wziąć ją na ręce i usiadłem na wolnym fotelu. Dziewczyna jedynie wtuliła się bardziej we mnie. Wiedziałem, że stało się coś złego. Mina Davida wskazywała na to. Facet coś wiedział, ale nie chciał nam nic powiedzieć. Harrego nie było, a Charlie nie była w stanie wydać z siebie chodź jednego dźwięku bez łez.
- Nie odbiera. - Louis był co raz bardziej zdenerwowany. Wstał z kanapy i zaczął krążyć po salonie.
- Spróbuj jeszcze raz. - Liam jak zwykle myślał trzeźwo. Lou wybrał jego numer i włączył opcje głośnomówiącą. Wszyscy z napięciem czekali, aż chłopak odbierze.
- Część. - Już myślałem, że odebrał telefon. - Nie mogę teraz odebrać. Jeśli to coś ważnego zostaw wiadomość, jak tylko będę mógł to oddzwonie.
- Musimy poczekać. - Zayn uznał, że obrady zostały zakończone bo wyszedł na balkon. Przez szybę widać było jak odpala papierosa.

***

Jeszcze zanim otworzyłem oczy wiedziałem, że będzie to bardzo ciężki dzień. Mój język był jak wiór. Gdybym miał teraz komukolwiek odpowiedzieć na pytanie to nie byłbym w stanie. Głowa pulsowała mi tak bardzo, że samo pomyślenie o tym, że powinienem się podnieść było bolesne. Nie miałem zielonego pojęcia która jest godzina, nie było nikogo słychać więc nie wiedziałem czy jest tak wcześnie czy tak późno. Zacząłem rozglądać się za komórkę, ale w taki sposób aby nie ruszać głową. Nagle usłyszałem westchnięcie i serce mi zamarło. Odwróciłem się i zobaczyłem jakąś dziewczynę, która spała w najlepsze. Nie miała na sobie nic i najwidoczniej nie przeszkadzało to jej. Próbowałem sobie przypomnieć jak się tu znalazłem. Jak ona się tu znalazła. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy. Chęć napicia się byłam przytłaczająca. Podźwignąłem się z łóżku, nałożyłem na siebie majtki i wyszedłem do kuchni.
Siedziałem w kuchni i piłem wodę z butelki i bazgroliłem po kartce już dobre 15 minut gdy doszły do mnie kroki z korytarza. Nawet nie podnosiłem wzroku do góry bo wiedziałem kogo zobaczę. Zayn wszedł do kuchni powiedział jedynie "cześć" i jakby nigdy nic włączył ekspres. Nie musiałem długo czekać na zapach kawy, który zaczął roznosić się po kuchni. Chwilę później w kuchni pojawił się Louis. Jak tylko go zobaczyłem wiedziałem, że czeka mnie ciężka przeprawa. Był na mnie wściekły i nawet nie próbował tego ukryć.

***

- Gdzieś Ty był całą noc. - Usłyszałem krzyk Lou z kuchni.
- Przestań krzyczeć. Słyszę Cię aż za dobrze. - Właśnie wszedłem do kuchni i zobaczyłem po jednej stronie blatu Luois'a który był czerwony ze wściekłości, a po drugiej siedział Harry.
- Jak mam nie krzyczeć. Ledwo wylądowaliśmy, a Ty już się zmyłeś. Mamy dziś koncert. No nie wierzę,. Na dodatek jesteś pijany. - Już dawno nie widziałem żeby Tomlinson był aż tak wściekły.
- Do koncertu mi przejdzie. - Te słowa podziałały na Lou jak płachta na byka. Nie miałem ochoty nawet odzywać się żeby odpuścił bo wiedziałem, że wtedy i ja oberwę.
- Przestań. Przestań zachowywać się jak dziecko. "Nowe miasto. Nowa przygoda, Nowa panna." To chyba Twoja nowa dewiza. Od dwóch tygodni zachowujesz się jak potłuczony. Co noc ktoś nowy w Twoim łóżku. Myślisz, że nie wiem co się dzieje? Myślisz, że wszyscy jesteśmy ślepi? - To prawda dwa tygodnie minęły odkąd wyjechaliśmy z Nowego Yorku i do tej pory nie wiemy co się stało tego dnia.
- To nie Twoja sprawa. - Harry zdenerwował się już na tyle mocno, że wstał z krzesła.
- I tu się mylisz. Bo mnie szlak jasny trafia gdy widzę jak się zachowujesz. - Właśnie wszedł do kuchni Liam i teraz była już cała piątka. Mimo to było słychać jedynie Harrego i Louis'a. Nikt nie chciał się narażać. Wszyscy wiedzieliśmy, że jedynie Lou może przemówić mu do rozumu. - Kretyn z Ciebie! Próbujesz zapomnieć o dziewczynie którą kochasz puszczając się na prawo i lewo. I wiesz co? Zdradzę Ci pewien sekret. Nie zapomnisz o niej! Ja to wiem! Ty to wiesz! Wszyscy to wiedzą!
- O nie! Nie mam zamiaru tego słuchać! To jest moje życie i gówno Cię powinno obchodzić co robię w wolnym czasie! - Chłopak zabrał swoją wodę i wyszedł z kuchni. Usiadłem na jego miejscu i napiłem się kawy. Zerknąłem na kartkę którą zostawił. 

Może nigdy nie będę twoim rycerzem w lśniącej zbroi
Może nigdy nie będę tym, którego przedstawisz swojej matce
Może nigdy nie będę tym, który będzie przynosił ci kwiaty
Ale dzisiaj wieczorem mogę być tym jedynym, tym jedynym.

Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, po drugiej stronie pokoju
Mogłem powiedzieć, że jesteś ciekawa, oj tak, 
Dziewczyno, mam nadzieję, że jesteś pewna tego, czego szukasz
Bo nie jestem dobry w składaniu obietnic

Ale jeśli lubisz sprawiać kłopoty w hotelowych pokojach
I jeśli lubisz sekretne spotkania
Jeśli lubisz robić rzeczy, których wiesz, że nie powinniśmy robić
Kochanie, jestem idealny
Kochanie jestem dla ciebie idealny

I jeśli lubisz jazdę samochodem z opuszczonymi szybami o północy
I jeśli lubisz podróżować do miejsc, których nazw nawet nie umiemy wymówić
Jeśli lubisz robić to, o czymkolwiek zawsze marzyłaś
Kochanie, jesteś idealna
Kochanie jesteś idealna

Więc zaczynajmy właśnie teraz

Mogę nie być dłońmi,którym powierzysz swoje serce
Albo ramionami, które Cię obejmą, gdy tego zapragniesz
Ale to nie znaczy, że nie możemy żyć chwilą
Bo mogę być tym jedynym, którego kochasz od czasu do czasu 

Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, po drugiej stronie pokoju
Mogłem powiedzieć, że jesteś ciekawa, oj tak, 
Dziewczyno, mam nadzieję, że jesteś pewna tego, czego szukasz
Bo nie jestem dobry w składaniu obietnic

Ale jeśli lubisz sprawiać kłopoty w hotelowych pokojach
I jeśli lubisz sekretne spotkania
Jeśli lubisz robić rzeczy, których wiesz, że nie powinniśmy robić
Kochanie, jestem idealny
Kochanie jestem dla ciebie idealny

I jeśli lubisz jazdę samochodem z opuszczonymi szybami o północy
I jeśli lubisz podróżować do miejsc, których nazw nawet nie umiemy wymówić
Jeśli lubisz robić to, o czymkolwiek zawsze marzyłaś
Kochanie, jesteś idealna
Kochanie jesteś idealna

Więc zaczynajmy właśnie teraz

I jeśli podoba ci się to, że kiedy tylko gdzieś wychodzimy, wszędzie widać błyski fleszy
I jeśli szukasz kogoś, o kim możesz pisać piosenki po zerwaniu
Kochanie, jestem idealny
Kochanie, jesteśmy idealni

Ale jeśli lubisz sprawiać kłopoty w hotelowych pokojach
I jeśli lubisz sekretne spotkania
Jeśli lubisz robić rzeczy, których wiesz, że nie powinniśmy robić
Kochanie, jestem idealny
Kochanie jestem dla ciebie idealny

I jeśli lubisz jazdę samochodem z opuszczonymi szybami o północy
I jeśli lubisz podróżować do miejsc, których nazw nawet nie umiemy wymówić
Jeśli lubisz robić to, o czymkolwiek zawsze marzyłaś
Kochanie, jesteś idealna
Kochanie jesteś idealna
Więc zaczynajmy właśnie teraz


***




***

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 31 - "The heart wants what it wants"

***

Prosto ze szpitala pojechałam na posterunek policji w Nowym Yourku. Co mnie mocno zaniepokoiło. Odkąd wyjechałam z Londynu nie miałam żadnych wieści w sprawie wypadku, w którym zginął Peeta. Prosiłam Davida aby się mną nie przejmował i pojechał do hotelu bo na pewno jest zmęczony. Ten popatrzył jedynie na Harrego, który kiwnął przecząco głową i na tym zakończyła się nasza dyskusja. Nie miałam pojęcia co o tym wszystkim sądzić. Chłopak definitywnie nie chciał ze mną rozmawiać jednocześnie nie chciał mnie zostawić samej na policji. Nie miałam serca mieszać go w swoje problemy zwłaszcza teraz gdy miał usztywnioną kostkę. Wszystko było dziwne i trochę przerażające, a ja w dalszym ciągu nie wiedziałam czy wypadek był tylko wypadkiem czy też ktoś umyślnie popsuł nam samochód.
- Proszę ze mną Pani Henderson. - Jakaś niska kobieta o okularach, które zakrywają jej pół twarzy wyrwała mnie z zamyślenia. - Pan Jones już na Panią czeka. - Jones, Jones.. dlaczego to nazwisko wydaje mi się takie znajome? Szłam za kobietą przez wąski korytarz. Gdy już miałam wchodzić przez drzwi, które mi wskazała odwróciłam się na chwilę. David siedział i obserwował korytarz, a Harry rozmawiał przez telefon. Podniósł na mnie wzrok i w jego oczach widziałam tyle różnych emocji. Strach i smutek mieszał się ze złością. Widziałam w nich też tęsknotę i rozczarowanie. Zakręciło mi się w głowie, ale zważając na to po prostu weszłam przez drzwi i usiadłam na krześle. Po drugiej stronie stolika siedział Pan Jones.

***

- Jestem na policji. - Kolejna odpowiedź na jedno z niewygodnych pytań Louisa.
- Ok, ale w sumie to po co tam pojechałeś. Mogłeś przecież powiedzieć, że chcesz wracać i najpierw przywieźliby Ciebie a potem pojechali na policję.
- Tak, wiem. Po prostu doszedłem do wniosku, że na pewno nie chciała być sama na policji. Nikt by nie chciał. - Nie wiedziałem jak zakończyć tą rozmowę zanim zabrniemy za daleko.
- Nie byłaby sama. Jestem pewien, że wszyscy chcieliby jechać z nią. A Niall nawet by się nie pytał czy ma z nią jechać. On po prostu by się ubrał i wsiadł do samochodu. Wiesz przecież, że wszyscy ją tutaj kochają i wszyscy są świadomi tego co teraz przechodzi. - Tak wiem o tym aż za dobrze. Nigdy nie była sama. Zawsze ktoś kręcił się wokół niej. Obchodzili się z nią jak ze złotym jajkiem, które w każdej chwili mało rozpaść się na milion kawałków i chodź czasami byłem wściekły na nią i całą resztę to zdarzały się chwile w których miałem ochotę ją przeprosić i wyjaśnić swoje zachowanie. Powiedzieć jej, że źle się czuje z tym jak zachowuje się wobec niej. I oświadczyć jej jak bardzo boli mnie serce gdy ją widzę, ale nie wyobrażam sobie, że miałbym jej nie widywać bo to starłoby na miazgę moje serce, które i tak jest już w opłakanym stanie.
- Możemy już na ten temat nie rozmawiać? - Tak bardzo starałem się zmienić temat.
- Harry
- Louis
- Po prostu z nią porozmawiaj. Ona na prawdę nie gryzie.
- I co jej powiem? Że cieszę się, że jej narzeczony umarł bo dzięki temu mam jakiekolwiek szanse na to aby z nią być ?
- No może nie aż tak brutalnie, ale byłoby o wiele wszystkim łatwiej gdybyście normalnie rozmawiali.
- Chyba nie jestem na razie w stanie spełnić Twoją prośbę Lou. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale za bardzo mi na niej zależy, żebym był w stanie być dla niej tylko kolegą.
- Ok, ale zastanów się czy jest sens tracić czas na złość którą teraz czujesz.

***

- Wszystko zostało przebadane w Londynie i już teraz możemy stwierdzić, że na sto procent to nie był wypadek. Ktoś próbował was zabić.

***

Wszystko zwolniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Światło jakby delikatnie zostało przyciemnione, a rysy zostały wyostrzone. Nie miałem pojęcia co się stało, ale wiedziałem, że cokolwiek to było przygniotło ją tak bardzo, że ledwo oddycha i gdyby to tylko było możliwe powiedziałbym, że będę oddychał za nią. W tej chwili mogłem czytać z niej jak z otwartej księgi, a jedyne co było na tych kartach napisane to to, że już więcej nie chce żyć. Wyszła z pomieszczenia podtrzymując się na ramieniu jakiegoś mężczyzny. Nie była w stanie stać o własnych siłach. Nie myśląc. Nie kalkulując. Podbiegłem do niej i złapałem za ramię. Gdy popatrzyła się na mnie w jej zapłakanych oczach ujrzałem bezkresny ocean bólu. Łzy ciekły po jej pięknej twarzy nie zważając na nic. Nie sądziłem, że serce może boleć mnie jeszcze bardziej, ale gdy tylko zobaczyłem w jakiej jest rozsypce zabolało mnie o wiele mocniej niż kiedykolwiek sądziłem, że może boleć. Nie myśląc już o niczym więcej. Wziąłem ją na ręce. Zdążyłem jeszcze powiedzieć "Ktoś się z Panem skontaktuje" zanim opuściłem budynek policji. David otworzył mi tylne drzwi, a ja zamiast wsadzić ją i usiąść w bezpiecznej odległości na przednim siedzeniu to usadziłem ją na swoich kolanach. Pogoda najwyraźniej postanowiła się zjednoczyć z nią w jej bólu bo zaczęło niemiłosiernie padać. Wielkie krople rozbijały się o szybę i mknęły gdzieś przed siebie. Charlie chyba nie była do końca świadoma tego co się dzieje. Wtuliła się we mnie i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Nie sądziłem, że jest możliwe zmoczyć koszulkę w tak krótkim czasie, ale jej się udało. David odpalił samochód i automatycznie włączyło się radio.

By one thing. By something so stupid
But then you make me feel crazy, make me feel like it’s my fault
I was in pain

You got me sippin' on something
I can't compare to nothing
I've ever known, I'm hoping
That after this fever, I'll survive

I know I'm acting a bit crazy
Strung out, a little bit hazy
Hand over heart, I'm prayin'
That I'm gonna make it out alive

The bed's getting cold and you're not here
The future that we hold is so unclear
But I'm not alive until you call
And I bet the odd's against it all

Save your advice, 'cause I won't hear
You might be right, but I don't care
There's a million reasons why I should give you up
But the heart wants what it wants

The heart wants what it wants

You got me scattered in pieces
Shining like stars and screaming
Lighting me up like Venus
But then you'd disappear and make me wait

And every second's like torture
Hell won't endure no more, so
Finding a way to let go
Baby, baby, no, I can't escape

The bed's getting cold and you're not here
The future that we hold is so unclear
But I'm not alive until you call
And I bet the odd's against it all

Save your advice, 'cause I won't hear
You might be right, but I don't care
There's a million reasons why I should give you up
But the heart wants what it wants

The heart wants what it wants
The heart wants what it wants
The heart wants what it wants

This is a modern fairytale
No happy endings, no wind in our sails
But I can't imagine a life without
The breathless moments breaking me down
Down, down, down, down

The bed's getting cold and you're not here
The future that we hold is so unclear
But I'm not alive until you call
And I bet the odd's against it all

Save your advice, 'cause I won't hear
You might be right, but I don't care
There's a million reasons why I should give you up
But the heart wants what it wants

The heart wants what it wants

- Serce chce czego chce. - Wyrwało mi się na sam koniec poruszony przekazem piosenki. Słyszałem jak Charlie głośniej wzdycha. Myślałem że zasnęła, ale ta oderwała się ode mnie i popatrzyła mi w oczy. 
- Przepraszam. - To było ostatnia rzecz jakąś spodziewałem się od niej usłyszeć. Patrzyła tymi swoimi wielkimi, pięknymi oczami na mnie, a ja nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Zaczęła przybliżać swoją twarz do mojej w tym samym momencie, w którym mnie sparaliżowało. Nie mogłem poruszyć nogą, ręką. Nie potrafiłem w tym momencie nawet mrugnąć. Zupełnie jakbym został zamrożony. A jej twarz z każdą minutą była coraz bliżej. Była już na tyle blisko że gdybym tylko wystawił język mógłbym dotknąć językiem jej ust. I wtedy...

***




***

Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał.
Mam nadzieję, że podzielicie się ze mną waszymi opiniami.
Mam nadzieję, że następny rozdział ukaże się szybko.
xx C

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 30 - "Jealous"

***

Wlokę się za nimi na samym końcu. Kolejny dzień - kolejne miasto. Plecak, walizka, okulary. Moi nieodłączni przyjaciele w podróży. Idziemy w odstępach żeby nie nie wzbudzać podejrzeń. Lotnisko nie jest zbyt bezpiecznym miejscem. Zayn i Liam idą na samym początku, potem idzie Lou który ma nos wsadzony w komórkę. Zawsze zastanawiam się jakim cudem potrafi to robić. Idzie nie patrząc przed siebie, ale jeszcze ani razu nie miał przez to żadnych problemów. Kilka metrów za szatymen idzie Niall i Charlie. Trudno oderwać od niej oczy. Mimo kilku godzinnego lotu wygląda fantastycznie. Zupełnie jak gdyby dopiero co zeszła z wybiegu. Mogłaby już przestać to robić. Byłoby mi o wiele łatwiej. I chodź wiem, że tak naprawdę nie robi nic by mi to utrudniać to mam do niej pretensje. Wiem, że od jakiegoś czasu zachowuje się jak zupełny dupek i niewychowany bachor. Nie tylko w stosunku do niej, ale w stosunku do wszystkich. A oni zupełnie mi odpuszczają. Zachowują się jakby tego nie słyszeli. Jakby próbowali to przeczekać. Jakby wiedzieli, że w końcu to minie. Co jednocześnie mnie denerwuje i sprawia że czuje się jak ostatni frajer zachowując się tak beznadziejnie w stosunku do ludzi którzy mnie kochają. Gdy idę tak tępo wpatrzony w nią widzę, że nagle gwałtownie się zatrzymuje. Jest to spowodowane blondynką która zupełnie jakby wyrosła przed nią spod ziemi. Wszystko dzieje się dość szybko, nagle podchodzi ochrona i zabiera dziewczynę.

***

Idę przez lotnisko i mam obok siebie mojego najlepszego przyjaciela, ale nie czuje się dobrze. Mam dziwne przeczuciu, że stanie się coś złego. Mam wrażenie, że koś mnie obserwuje. I nagle pokazuje się przede mną dziwna dziewczyna. Jej blond loki są w nieładzie. Ma rozciągnięty, brudny sweter, ale to jej oczy przyciągają moją uwagę. Jest w nich coś hipnotyzującego. Po chwili dociera do mnie, że widzę w nich coś z szaleństwa, nie jestem w stanie do końca określić jak dużo tego jest.
- Jesteś taka podobna. - To jedyne słowa które udało jej się powiedzieć ponieważ w tej chwili ochrona odciąga ją od nas. To dość dziwne. Przecież jestem tu jedną z wielu anonimowych osób, które znajdują się na lotnisku. Jest to jedno z lepiej znanych mi lotnisk. Ale rocznie przechadza się po tym lotnisku ponad 50 milionów ludzi, a ja mimo iż mam z niego tak dużo wspomnień tych dobrych oraz tych bolesnych to jestem tylko jedną z milionów. I nagle wszystko dzieje się tak szybko. Słyszę strzały. Czyjś głos który krzyczy moje imię. Ktoś mnie popycha. Upadam na ziemie. Czuje okropny ból w ręce, ale czuje coś jeszcze. Nie mogę oddychać. Coś mnie przygniata do ziemi. Otwieram oczy i mam przed sobą parę zielonych oczu, która intensywnie wpatruje się we mnie. Przez chwilę nie wiem co mam robić. Mam wrażenie, że cały świat stanął na chwilę. Czas przestał płynąć, a świat przestał się kręcić. Ogarnia mnie dziwny spokój. Dlaczego dziwny? Bo nie czułam go od śmierci Peety. Pomimo tej pięknej iluzji i chwilowego przytępienia mózgu płuca domagają się powietrza i zaczynam wszystko analizować. 
- Nie mogę oddychać. - Jestem w stanie jedynie tyle powiedzieć. 
- Przepraszam.  - Wybąkuje i zsuwa się ze mnie. Widzę, że walczy ze sobą i chce coś jeszcze powiedzieć, ale zanim podejmuje jakąkolwiek decyzje zostaje odsunięty ode mnie, a ja zostaje podniesiona przez jednego z ochroniarzy i zaniesiona do bliżej nieokreślonego pomieszczenia. Ledwo tam wchodzimy dopada mnie Niall i nic nie mówić ściska mnie z całej siły. Niestety nie jestem na tyle szybka, aby zabrać moją rękę z pomiędzy naszych ciał i po chwili z moich ust wydobywa się okrzyk bólu. Chłopak odskakuje ode mnie i uważnie mnie obserwuje. Po chwili widzi rękę, która rośnie z sekundy na sekundę, a na jego  twarzy maluje się troska.
- Trzeba zabrać Cię do szpitala.
- Nic mi nie jest. - Staram się robić dobrą minę, ale z każdą sekundą ręka boli coraz bardziej. 
- Przestań udawać. Słyszałem, jak pęka Ci kość. To nie jest nic. - Odwracam się i w drzwiach widzę Harrego, który jest wpychany do środka przez kolejnego ochroniarza. Po jego twarzy widzę, że nie ma ochoty na jakiekolwiek dyskusje, a zanim cokolwiek zdążę powiedzieć słyszę jak ktoś z ochrony dzwoni na pogotowie uprzedzać ich że będziemy. 

***

Niestety i mnie nie ominęła wycieczka do szpitala. Ponieważ biegnąc źle stanąłem i prawdopodobnie skręciłem kostkę. Po co ja się w ogóle wyrywałem. Powinienem stać wtedy w miejscu i teraz siedziałbym sobie w cieplutkim pokoju w hotelu, a nie włóczył się nowojorskimi ulicami jadąc do szpitala. Jechaliśmy tylko we trójkę żeby nie robić zbyt dużego zamieszania. Atmosfera była tak gęsta że spokojnie moglibyśmy kroić ją nawet tępym nożem. Byliśmy tylko David, ja i Charlie. Usiadłem z przodu z nadzieją, że nie będę jej widzieć. Głupiec ze mnie już tyle czasu jest z nami a ja dalej łudzę się, że gdy tylko nie będę jej widział to serce będzie mnie mniej boleć. Wystarczyła mi sama świadomość że jedziecie z nami aby moje tętno przyśpieszyło, a w połączeniu z zapachem jej perfum które unosiły się w samochodzie musiałem niesamowicie się skupiać aby nie zerkać ciągle w jej stronę. Dodatkową torturą był fakt iż przy każdej nierówności samochód delikatnie podskakiwał, a wtedy ona wciągała z bólu powietrze. Aby skupić się na czymś inny włączyłem radio.

I wished you the best of
All this world could give
And I told you when you left me
There's nothing to forgive
But I always thought you'd come back, tell me all you found was
Heartbreak and misery
It's hard for me to say, I'm jealous of the way
You're happy without me

I'm jealous of the nights
That I don't spend with you
I'm wondering who you lay next to
Oh, I'm jealous of the nights
I'm jealous of the love
Love that was in here
Gone for someone else to share
Oh, I'm jealous of the love, cause

As I sink in the sand
Watch you slip through my hands
Oh, as I die here another day
Cause all I do is cry behind this smile

It's hard for me to say, I'm jealous of the way
You're happy without me 

A piosenka utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że cały świat jest ostatnio przeciwko mnie.

***




***

Nie mogę uwierzyć, że to już 30 rozdział. Wesołych Świąt!
xx C

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 29 - "Little Do You Know"


***

Nie mogę uwierzyć w to co widzę. Niall tak się napalił na swój pomysł, że nie miałam szansy w jakikolwiek sposób wybić mu to z głowy. I tak oto siedzę w salonie Filipa gdyż zostało zwołane "nagłe zebranie". Gdy już wszyscy siedzą, no prawie wszyscy brakuje jedynie Harrego gdyż nikt nie mógł się do niego dodzwonić.
- Posłuchajcie wpadłem na genialny plan. - Mówi zadowolony z siebie. - Charlie musi wyjechać z kraju, tak?
- Tak. - Odpowiadają zgodnie.
- My wyjeżdżamy z kraju, tak?
- Tak
- Dlaczego tego nie połączyć. Będziemy poza krajem. Mamy najlepszą na świecie ochronę. To idealne rozwiązanie. 
- W zasadzie to nie jest głupi pomysł. - Mówi John. - Pilnowalibyście jej, a ja nie musiałbym się martwić. Wróciłbym spokojnie do swojego oddziału.
- Ale ja nie jestem małym dzieckiem. Nikt nie musi mnie pilnować. - Wściekłość bierze nade mną górę. Zaczynam chodzić po pokoju. Nie jestem dzieckiem. Nie mam ochoty, aby ktokolwiek mnie pilnował. - Nie ma takiej opcji. Ja po prostu się na to nie zgadzam. A ponieważ to moje życie moje zdanie jest najważniejsze.
- Charlie! Daj spokój. To najlepsze rozwiązanie. Będziesz bezpieczna, a przy okazji trochę pozwiedzasz. - Blondyn nie daje za wygraną.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że chcesz zrezygnować z darmowej wycieczki ze względu na nas? - Lou unosi jedną brew i stara się wesprzeć Niall'a
- Posłuchajcie. To bardzo miło z waszej strony. Naprawdę, ale do jasnej cholery ja mam prace i uczelnie. Nie mogę tak po prostu wyjechać z kraju. To nie jest takie proste.
- Jest. Jeśli się postarasz możesz załatwić wszystko do naszego wyjazdu. - Odpowiada Liam. Patrzę zrezygnowana w stronę Zayn'a z nadzieją, że chociaż on mnie wesprze i stanie w mojej obronie.
- Uważam, że powinnaś z nami lecieć. - Mówi patrząc mi w oczy.

***

- Chyba nie jest aż tak źle? - Dopytywał się Liam gdy zapinałam pasy. Pozwolił mi siedzieć od okna. Zawsze pozwala. Nie mam pojęcia który to już nasz przelot od dwóch tygodni przez, które z nimi jestem. Zawsze siedzę obok niego. To już taka nasza mała tradycja. Niall siedzi naprzeciwko i się szczerzy. Wie, że nie lubię latać i w ten sposób próbuje dodać mi otuchy. Podczas naszego pierwszego lotu był na mnie obrażony. Bo przecież "Jak mogłaś usiąść obok niego, a nie obok mnie." A zrobiłam to tylko z jednego bardzo prostego powodu. Siedząc z nim ramie w ramię. Widziałabym Harrego, a nie miałam ochoty widzieć jak na mnie patrzy. Zupełnie jak gdybym była wrogiem publicznym numer jeden. Nawet nie próbował ukryć swojej pogardy do mnie. Samolot rusza na pasie, a mi żołądek podchodzi do gardła. W momencie w którym zaczynamy się wznosić wciągam powietrze ze świstem. A Liam łapie mnie za rękę którą kurczowo ściskam oparcie fotela. Zawsze to robi. Nie mówi nic. Po prostu trzyma mnie za rękę do póki sama go nie puszczę. Widzę, jak przez twarz Niall'a przez małą sekundę przebiega grymas niezadowolenia gdy widzi, że trzymam rękę Liam'a, ale zaraz maskuje swoje niezadowolenie. Nie wie, że zauważyłam jak się skrzywił. Robi to przy każdym starcie. Wiem, że wolałby abym trzymała jego rękę, ale siedzenie obok niego wiązało by się z przypominaniem sobie co lot co wydarzyło się u nich w domu gdy Styles dowiedział się, że lecę z nimi.

Dwa tygodnie wcześniej
- Głosowaliśmy.
- Nie było mnie przy tym! - Krzyczy, a jego oczy są pełne furii.
- Ponieważ nikt nie mógł się do Ciebie dodzwonić. A tak w ogóle gdzie byłeś? - Liam opanowany odpiera jego atak.
- Nie wasza sprawa. Ja się na to nie zgadzam. Jeśli ona jedzie ja nie jadę. - Nawet na mnie nie patrzy. Zachowuje się i mówi o mnie zupełnie jak gdyby mnie tam nie było. Nie mam pojęcia jak mam się zachować ani w którą stronę patrzeć. Atmosfera tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Wiem bardzo dobrze, że polecisz. - Lou nic siebie nie robi z jego groźby. 
- Mówiłam, że nie chce robić wam problemów. - Próbuje uratować całą sytuacje.
- Nie robisz. - Zayn postanawia dorzucić swoje trzy grosze. Stoi opary o fotel na którym siedzę. Gdy podnoszę na niego wzrok widzę, że jest już zmęczony całą tą sytuacją. Wyciąga z tylnej kieszeni spodni paczkę fajek i zaczyna iść w stronę drzwi.
- Robi. Oczywiście, że robi.
- Harry! - Krzyczy na niego Niall. Nie czekając już na nic podnoszę się szybko z fotela i idę za Zayn'em. Nie mam ochoty słychać tej dyskusji.
- Zayn! Poczekaj na mnie. - Wołam za nim. - Idę z Tobą.
- Palisz? - Pyta zdziwiony.
- Nie, ale chyba zacznę. Za długo nie wytrzymam z nim psychicznie. - Chłopak zatrzymuje się na balkonie, patrzy się w moją stronę i po chwili mówi.
- Przyjdzie mu. Musisz po prostu trochę poczekać. Ostatnio sporo przeszedł. - Nie mam pojęcia co ma na myśli, nie dopytuje się, a on tego nie wyjaśnia. 


***

W samolocie jest zupełna cisza. Wszyscy śpią. Wszyscy oprócz mnie. Serce mam rozdarte na pół. Odczuwam niemal fizyczny ból. Idiota ze mnie, że nie potrafię sobie jej odpuścić. Siedzę i nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Do lądowania zostało nam jeszcze 3h. Nie jestem pewien czy uda mi się przeżyć jeszcze tyle czasu. Jej perfumy roznoszą się po całym kokpicie. Mam wrażenie że zaraz odejdę od zmysłów. Jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Nie mogę się ruszyć z fotela bo gdy tylko wstanę to będę ją widział. Jestem w klatce. Wielkiej, stalowej maszynie z której nie ma wyjścia. Zastanawiam się chwilę i wyciągam zeszyt oraz ołówek. Stukam ołówkiem o kartkę przez parę minut. Próbuje się uspokoić i zebrać myśli. A po jakimś czasie nie myśląc o niczym konkretnym zaczynam kreślić słowa. 

Nigdy nie przyszłoby Ci do głowy
Jak pogrążam się w smutku, gdy ty zapadasz w sen
Nie masz pojęcia
Że wciąż nawiedzają mnie wspomnienia
Niewiele wiesz
Wciąż usiłuję wziąć się w garść
Nie zdajesz sobie sprawy
Że potrzebuję więcej czasu
W głębi duszy jestem niewolnikiem własnych słabości
Powstrzymywałem to przeczucie, że zmienisz zdanie
Jestem gotowy ci wybaczyć ale zapomnienie jest okrutną walką
Nie zdajesz sobie sprawy
Że potrzebuję więcej czasu
Stale, bez wytchnienia
Kocham cię jak gdybyś nigdy nie została zraniona, stale
Przysięgam, że nie musisz się obawiać, bez wytchnienia
Uczucie, które we mnie widzisz jest stałe, przylgnij więc blisko
Nie zdajesz sobie sprawy
Że wiem jak zadręczasz się, gdy ja jestem głęboko pogrążony we śnie
Nie masz pojęcia
Że wszystkie te zmyłki jedynie mnie gubią
Niewiele wiesz
Staram się to naprawić kroczek po kroczku
Tak mało wiesz
Kocham cię dopóki Słońce nie zgaśnie
Z daleka, tylko zaczekaj
Kocham cię jak gdybyś nigdy nie została zraniona, tylko zaczekaj
Kocham cię jak gdybyś nigdy się nie bała, tylko zaczekaj
Nasza miłość, którą widzisz jest nieskończona, przylgnij więc blisko

Stale, bez wytchnienia
Kocham cię jak gdybyś nigdy nie została zraniona, stale
Przysięgam, że nie musisz się obawiać, bez wytchnienia
Uczucie, które we mnie widzisz jest stałe, przylgnij więc blisko
Przyłóż głowę do mej piersi
Bo nie zdajesz sobie sprawy
Że będę cię kochał dopóki Słońce nie zgaśnie

Czytam jeszcze kilka razy żeby sprawdzić czy przypadkiem nie ma jakiś błędów. Nie sądziłem, że w ciągu 1h uda mi się napisać cokolwiek sensownego.
- Co tam porabiasz? - Z zamyślenia wyrywa mnie Lou, musiał się tyle co się obudzić bo jego oczy są tak małe, że przez chwilę przebiega przeze mnie myśl "czy on cokolwiek widzi?".
- Nic. Tak sobie bazgroliłem. - Staram się schować zeszyt, ale nie udaje mi się. Zostaje wyrwany z mojej ręki i zanim zdążę w jakikolwiek sposób zareagować chłopak już czyta. Po chwili patrzy się na mnie.
- Twoje? - Podnosi jedną brew i wiem, że coś chodzi mu po głowie.
- Tak
- Przynajmniej wynikło z tego coś dobrego. - Mruczy pod nosem. Już mam mu się odgryźć, ale słyszę jakiś szelest i widzę, że Charlie podnosi się ze swojego miejsca. Patrzy na mnie, a mnie po chwili serce zaczyna jeszcze bardziej boleć. Jestem wściekły na siebie i na nią. Jestem wściekły na cały świat. Że ją poznałem tak późno, a jednocześnie za wcześnie. Odwracam wzrok i widzę minę Lou.
- Nic nie mów. - To jedyne co udaje mi się wydusić. 

***



***

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 28 - "28 thousand days"

***

Siedzę na krześle. Przede mną opiera się o stół mężczyzna i zadaje mi dziwne pytania. Ubrany jest w skórzaną kurtkę, której nie ściągnął odkąd znaleźliśmy się w pokoju przesłuchań. Ma pomarszczoną twarz, a jego brązowe oczy przeszywają mnie na wskroś. Mam wrażenie, że nic się przed nim nie ukryje. Nie mogę zrozumieć o co mu chodzi. Czy znam Peeta? Skąd go znam, gdzie się poznaliśmy? Jak długo go znam? Kim dla mnie był? Jak długo byliśmy ze sobą? Czy wiem czym się zajmował? Pytania nie chcą się skończyć a mi coraz trudniej na nie odpowiadać. Coraz trudniej oddychać. A potem nadchodzi pytanie przy którym już nie potrafię udawać twardzieli. "Jak zginą Peeta". Czuje że ziemia się pode mną zapada i miękną mi nogi. Gdyby nie to, że siedzę prawdopodobnie leżałabym właśnie na brudnej podłodze w białym pokoju w którym znajduje się jedynie stół i dwa krzesła. Mam wrażenie, że się topie. Nie mogę się odezwać. Nie mogę się poruszyć. Nie mogę oddychać. Jedynie co jestem w tej chwili w stanie to patrzeć się w te brązowe oczy. Nagle dostrzegam w nich coś. Dziwną iskierkę. A potem dociera do mnie. On wie. Wie o wszystkim i co gorsza nie chce zadawać mi tych pytań. Pewnie spodziewa się, że zaraz rozpłacze się jak jakaś pięciolatka i będzie musiał wycierać mi nos. I chodź w tej chwili widzę wszystko przez mgłę bo łzy właśnie osiągnęły stan krytyczne w moich oczach to przełykam je. Staram się odetchnąć na tyle głęboko na ile potrafi moje ciało i uspokoić się. Nie chce łaski i pokrzepiającego "Będzie dobrze". Nie mam ochoty widzieć jak kolejna osoba mi współczuje.
- Peeta zginął w wypadku samochodowym. Wracaliśmy od mojej mamy. Padał deszcz. Prowadził. Prawie nic nie było widać. - Odpowiadam i sama jestem zdziwiona jak mocno brzmi mój głos.  Kiwa głową. Prawdopodobnie właśnie dotarło do niego, że nie mam zamiaru płakać.
- Posłuchaj mamy prawo sądzić, że to nie był wypadek, a zabójstwo. Ktoś próbował go zabić. Od jakiegoś czasu prowadzimy śledztwo. Sadzimy, że pożar w Twoim domu nie był przypadkiem. Godzinę temu dostaliśmy potwierdzenie z LFB, że mieszkanie zostało podpalone. Prawdopodobnie miałaś zginąć w pożarze bo drzwi do mieszkania były zabite deskami. Miałaś szczęście, że nie było Cię w nim bo teraz byś już nie żyła. - Mam wrażenie że to jakiś głupi żart. Zabójstwo. Podpalenie. Ktoś robi sobie okrutny żart. Mam już dość. Chce wrócić do domu. Chce żeby to się skończyło. Chce. Jedyne czego w tym momencie chce to przestać czuć. Przez jedną pieprzoną godzinę nie czuć tego rozrywającego na strzępy smutku i żalu.

***

- Jak to nie mogę wrócić do siebie? - Stoję przed National Crime Agency i krzyczę na mojego brata. Wszystko co usłyszałam przez ostatnią godzinę jest tak bardzo przytłaczające, że nie mam pojęcia jakim cudem jeszcze potrafię stać o własnych siłach.
- Charlie. - Wzdycha zrezygnowany. - Gdzie chcesz wracać? Twoje mieszkanie spłonęło. Nie ma tam nic co nadaje się do zabrania. Proszę Cię chodź ze mną. - Kręcę głową z niedowierzaniem. Udało mi się ubłagać osobę, która mnie przesłuchała o 5 minut przerwy. Miałam zamiar zwiać i więcej się nie pokazywać, a mój brat próbuje mnie zatrzymać. Nie mogę uwierzyć w to, że jest przeciwko mnie. Mój własny brat. Ciągnie mnie znów do tego małego pudełka które nazywają pokojem przesłuchań.
- Pani Henderson. - Zwraca się do mnie detektyw który mnie przesłuchiwał. - To detektyw Jack Jones. Będzie pomagał w śledztwie. Ponieważ teraz do zabójstwa dochodzi podpalenie będzie potrzebna nam dodatkowa pomoc. - Moim oczom ukazuje się niski i krępy mężczyzna. Gdy wchodzi przez drzwi ledwo mieści się w nich. Garnitur zapięty ma na jeden guzik który napięty jest do granic możliwości. Szarość garnituru zlewa się z kolorem jego skóry. Wygląda jakby był chory. Jego małe oczka otaksowywały moją sylwetkę, a następnie wyciągnął w moją stronę rękę. - Jack Jones miło mi.
- Charlotta Henderson. - Nie miałam pojęcia o co tak naprawdę chodzi, ale miałam bardzo złe przeczucia.
- John Henderson. - Zerknęłam na mojego brata, który swoją postawą mówi "To ja twardy żołnierz. Lepiej mnie nie okłamuj." Nie mogę uwierzyć, że siłą wdarł się do pomieszczenia gdzie byłam przesłuchiwana i mimo wszelkich gróźb nie ugiął się i nie wyszedł. "Jestem jej najbliższą rodziną i muszę wiedzieć przed czym mam ją chronić" Te słowa chyba zrobiły wrażenie na panu Mark bo w tym momencie odpuścił.
- Sprawa wygląda następująco. - Zaczął pucułowaty mężczyzna. - Nie wiemy czy celem było mieszkanie czy Pani - W tym momencie zwrócił się w moją stronę. - Dlatego zgodnie uznaliśmy, że powinna Pani dla swojego dobra wyjechać na jakiś czas z kraju. Wolelibyśmy aby nie było żadnych innych nieprzewidzianych komplikacji w śledztwie. Będzie Pani najbezpieczniejsza poza granicami kraju. - Nie mogę uwierzyć własnym uszom.

***

Siedzę w małej kawiarni przy Chandos Pl i czekam na Niall'a który spóźnia się już 10 minut. Rozglądam się po kawiarni. Przy jednym stoliku siedzi jakiś starszy mężczyzna i czyta gazetę przy innym zakochana para, która zaczyna mnie denerwować bo od dobrych 20 minut wymieniają zawzięcie swoje płyny ustrojowe. Zrezygnowana postanawiam zamówić kawę nie czekając ani minuty dłużej na blondyna. Czekając na zamówienie wsłuchuje się w piosenkę w radiu.

Blood in my eye, hand on my heart
Feet on the ground, head to the sky
Cause trouble ain't no friend of mine
Ain't no giving it up, no more wasting time

If you had 28 thousand days
Who would you love? Where would you go?
What would you celebrate?
I'm telling you that life's too short to just throw it away
So have the time of your life, so have the time of your life
Hey, ey, ey

Back from hell with my angel wings
Ain't no fear in my voice
Cause I'm making a choice
The devil ain't no friend of me
And that clock on the wall is telling me
(That there's just...)

There's only 28 thousand days
Who would you love? Where would you go?
What would you celebrate?
I'm telling you that life's too short to just throw it away
So have the time of your life, so have the time of your life
Hey, ey, ey


There's only 28 thousand days
Who would you love? Where would you go?
What would you celebrate?
I'm telling you that life's too short to just throw it away
So have the time of your life, so have the time of your life
Hey, ey, ey

Powrót z piekła? Chciałabym już z niego wrócić. Zdecydowanie za długo już w nim goszczę.
- Hej. - Słyszę znajomy głos i odwracam się. - Przepraszam za spóźnienie. Nie zgadniesz co się stało. - Dodaje widząc moją minę. -Najpierw szukałem jak głupi miejsca parkingowego, a gdy już znalazłem zauważyłam mnie jakaś szalona fanka. Szarlotkę poproszę. - Zwrócił się do dziewczyny, która właśnie podała mi kawę. - I musiałem stamtąd odjechać. Po zrobieniu kółka wróciłem, ale na moim miejscu stał już jakiś samochód. No, ale koniec o mnie co się stało, że John przyjechał do nas z samego rana? - Dodał gdy siadaliśmy do stolika, przy którym wcześniej już na niego czekałam.
- Rano? Niall wiesz, że to było po 10 am? - Popatrzyłam się na niego podnosząc jedną brew.
- To było rano. - Odpowiedział chłopak wpychając do buzi kawałek ciasta. - Opowiadaj co się stało?
- Musiałam jechać do National Crime Agency. - Blondyn kiwną głową na znak, że mnie słucha. - Pożar w moim mieszkaniu wcale nie był pożarem. To znaczy był. Ughh to było podpalenie. - Mówię ściszając głos. Chłopak zaczyna się krztusić, wypluwa ciasto, a w oczach pojawiają się łzy.
- Podpalenie? - Patrzy na mnie przerażony.
- To nie wszystko. - Dodaje. Wzdycham i opieram się o krzesło. - Pożar był podpaleniem. Wypadek zabójstwem. A mnie chcą wywiedź z kraju bo jak mówią "istnieje ryzyko, że jestem na celowniku jakiegoś psychopaty" - Rysując w powietrzu cudzysłów przytaczam słowa pucułowatego Jonasa
- Ohhh dziewczyno. - Niall łapie się za głowę. - Ale się wpakowałaś.
- Nic mnie to nie obchodzi nie mam zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Nie będę się włóczyła sama po jakichś głupich krajach. - Krzyżuje ręce na piersi ręce niczym małe naburmuszone dziecko. Chłopak myśli przez chwilę po czym wypala.
- Mam lepszy pomysł. W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy w trasę. Australia a potem Ameryka Południowa. Pojedziesz z nami. - Klaszcze w ręce zadowolony z siebie.

***



***

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 27 - "I'm a mess"


***

- Napijesz się kakao, podobno pomaga na sen. – Zwraca się do mnie, a ja nie wiem jak powinnam się zachować, nie miałam pojęcia, że mnie zauważył. Nie chciałam żeby pomyślał, że podglądałam go, nie chciałam mu przeszkadzać. W zasadzie to sama nie wiem, dlaczego przyszłam do kuchni.
- Nie wiem czy powinnam – Wydukałam niezgrabnie.
- Nie wiesz czy powinnaś się napić? – Popatrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami, po czym wstał ze stołka i podszedł do lodówki.
- Nie, chodziło mi raczej o to, że nie wiem czy mam prawo zakłócać Twój spokój. - Przygarbiłam się, a cała moja postawa krzyczy "JESTEM OFIARĄ LOSU". Zrobiłam nieporadnie dwa kroki do przodu po czym stanęłam. Nie byłam pewna, co robić. - Chodziło mi o to, że..
- Spokojnie, wiem o co Ci chodziło. Gdybym miał coś przeciwko Twojej obecności nie pytałbym Cię o to czy chcesz napić się ze mną. - Wskazał stołek, na którym chwile temu jeszcze siedział.- Ja po prostu nie chciałam Ci przeszkadzać. Bo widzisz ktoś kto siedzi o tej godzinie w kuchni sam raczej nie oczekuje żadnego towarzystwa.- Mówiąc opadłam się łokciami o blat i chowam głowę w dłoniach.- Odnoszę wrażenie, że ostatnio nikomu nie chcesz przeszkadzać. - Podniosłam na niego wzrok, ale on nie patrzył się na mnie. Starannie liczył odmierzane łyżeczki kakao.
- Tak, chyba masz rację. - Nie byłam pewna jak mam się zachować. Nie wiedziałam co wie, czy chce z nim o czymkolwiek rozmawiać, czy on chce ze mną rozmawiać czy tylko stara się być miły.
- Wiesz, sądzę, że jesteś bardzo dzielna. Pamiętam, że kiedy umarł mi dziadek byłem tak zdruzgotany, że nie wychodziłem z pokoju. Nie chciałem jeść, pić, nie chciałem nawet słyszeć o tym, że gdzieś tam toczy się dalej jakiekolwiek życie, bo nie wyobrażałem sobie życia bez niego. - Momentalnie wszystkie wspomnienia, które starałam się trzymać pod dywanem ujrzały światło dzienne. Myślałam, że już wypłakałam wszystkie łzy, które zostały mi przydzielone w tym życiu, ale najwidoczniej się myliłam, ponieważ moje oczy pokryły się mgłą. Pociągnęłam nosem próbując powstrzymać potok napływającej do oczu słonej substancji, ale było to zupełnie nieskuteczne. 
- Nie uważam się za dzielną osobę. Wręcz przeciwnie. Chowam się, staram się nic nie czuć. Jestem gdzieś zawieszona, między życiem a śmiercią. Chwile po przebudzeniu mam zamiar odwrócić się na drugi bok i wtulić się w jego ciepłe ramiona. Ale gdy to robie jego nie ma i przypominam sobie wszystko, co się stało. Wypadek. Te kilka sekund zaraz po przebudzeniu są jednocześnie najlepszą i najgorszą częścią mojego dnia. Chciałabym żeby trwały wieczność jednocześnie nienawidzę się za to. - Byłam zaskoczona, że to właśnie jemu powiedziałam to co od dawna mnie dręczy. Coś czego nie powiedziałam nikomu. Do czego nie potrafiłam przyznać się sama przed sobą. Był dla mnie zupełnie obcą osobą. Mówiąc to nie patrzyłam się na niego. W zasadzie mój wzrok nie był skupiony na żadnej konkretnej rzeczy. Patrzyłam się przed siebie jednocześnie nie widząc niczego konkretnego. Co moich uszu właśnie docierają słowa śpiewane przez Eda Sheerana. Są tak trafne. Zupełnie jak gdyby chłopak moje uczucia przelał na papier i teraz z taką łatwością śpiewał to czego ja nie mogę powiedzieć na głos.

Oh I’m a mess right now


Inside out
Searching for a sweet surrender
But this is not the end
I can’t work it out
How going through the motions
Going through us
And oh I’ve known it for the longest time
And all of my hopes
All of my own words
Are all over written on the signs
But you’re on my road
Walking me home

See the flames inside my eyes
It burns so bright I wanna’ feel your love
Easy baby maybe I’m a liar
But for tonight I wanna’ fall in love
Put your faith in my stomach

I messed up this time
Late last night
Drinking to suppress devotion
With fingers intertwined
I can’t shake this feeling now
We’re going through the motions
Hoping you’d stop

And oh I've only caused you pain
I know but all of my words will always below
Of all the love you spoke
When you're on my road
Walking me home

See the flames inside my eyes
It burns so bright I wanna’ feel your love
Easy baby maybe I’m a liar
But for tonight I wanna’ fall in love
Put your faith in my stomach


And for how long, I love, my lover
I feel love! I feel it all over now!
I feel love!
And for how long, I love, my lover

- Bo widzisz - Zaczął Zayn siadając obok mnie i stawiając kupek z parującym kakao. - Słyszałem kiedyś, że czas leczy rany, ale uważam, że to największe kłamstwo świata. Moim zdaniem czas wcale nie leczy ran. To my z czasem uczymy się żyć z bólem, który nam towarzyszy, bo gdy życie nam się sypie to na całego. Nie odbywa się to stopniowo, powoli i delikatnie, żebyś w międzyczasie mogła połatać spaloną część swojej duszy.
- Dziś zauważyłam, że najbardziej nie boli mnie to, że tyle, co się zaręczyliśmy, albo to, że planowaliśmy wspólne życie, lecz drobnostki takie jak to, że wiedział, w którym kubku lubię pić kawę lub to, że nie lubię swojego drugiego imienia.
- Bo to te drobnostki czynią nas kompletnym obrazem. To one definiują, kim jesteśmy, a nie kolor oczu czy odcień skóry. Ja, gdy myślę o dziadku to pierwszą rzeczą, która przychodzi mi do głowy nie jest fakt, że był niesamowicie wysoki lub to ze miał siwe włosy. Zawsze przypominam sobie to, że grając w szachy niezależnie od tego ile miałem lat zawsze dawał mi wygrywać. W ten sposób próbował budować we mnie pewność siebie, której bardzo mi brakowało.
- Jesteś nieśmiały? Przecież podczas koncertów wychodzisz przed setki tysięcy ludzi.
- Nie mogę powiedzieć, że jestem tak wyluzowany jak reszta, ale jestem przekonany, że gdyby nie dziadek na pewno byłoby o wiele gorzej. - Patrze na niego i nie mogę oprzeć się wrażeniu że właśnie coś się stało. W niewyjaśniony sposób. Wiem, że od tej chwili będzie już inaczej. Już zawsze będę mogła porozmawiać z chłopakiem o rzeczach które mnie bolą. Śmieszne, że to właśnie śmierć nas zbliżyła. Widząc jego oczy wiem, że też to czuje. Jakaś niewidzialna nić porozumienia. I chodź żadne z nas nie wypowiada słowa "przyjaciel", żadne z nas nie nakleja na nas tej etykietki to każde jest jej świadome.- Trzy dni temu weszłam pod prysznic i zauważyłam, że skończył się szampon, który Peeta zostawił u mnie. Odkąd wróciłam ze szpitala szampon i żel pomagały mi pamiętać jak pachniał. A gdy szampon się skończył co przecież nie jest żadnym dramatem bo przecież wystarczy iść do sklepu i kupić kolejny brakło mi powietrza w płucach. Momentalnie zaczęłam się dusić i płakać. Osunęłam się na płytkach i przez godzinę nie potrafiłam się opanować.
- Z czasem nauczysz się żyć bez niego. Któregoś dnia zauważysz, że już tak nie boli gdy o nim myślisz. A do tego czasu musisz po prostu zmuszać się do wstania z łóżka, do tego aby się ubrać i zjeść. A do tego momentu po prostu nie zapominaj oddychać. - Mówiąc to stawia przede mną kubek z gorącym kakao. Gdy podnoszę na niego wzrok i patrze się na jego twarz wiem, że mówi to nie dlatego żeby mnie pocieszyć. Mówi to bo wie z własnego doświadczenia.


***

Nie wiem jak się to stało, ale pierwszy raz od wypadku udaje mi się przespać pięć godzin bez ciągłego budzenia się. Gdy zegar wskazuje godzinę 10:23 nie wierze własnym oczom. Przecieram je kilka razy, ale godzina za każdym razem jest taka sama. Wygrzebuje się spod ciepłej pierzyny i wychodzę z pokoju. Słyszę odgłosy dobiegające z kuchni i właśnie tam kieruje swoje kroki. Strasznie zimo mi w nogi, ale staram się to ignorować. Nie jestem przecież małym dzieckiem. Nic mi nie będzie.
- Mleko, cukier? - Dobiega do mnie już wyraźny głos Liam'a
- Nie dzięki, piję czarną. - Tego głosu się nie spodziewałam. Nigdy nie sądziłam, że będę przerażona słysząc głos John'a. Wchodzę do kuchni i gdy tylko Zauważa mnie mój brat. Okręca się przodem do mnie na barowym stołku i rozkłada ramiona tak ażebym przyszła się do niego przytulić. Nie zastanawiając się nawet co robię i gdzie jestem. Podbiegam do niego, a on otacza mnie swoimi rękoma przygniatając mnie tak, że ledwo mogę oddychać. - Jak się czujesz? - Pyta dyskretnie, tak że tylko ja słyszę. Wiem, że się martwi. Zawsze to robi. W końcu jestem jego małą siostrzyczką.
- Jest ok. - Tylko na tyle mnie stać. Wtulam się w niego jeszcze bardziej, żeby wiedział, że nie chce teraz na ten temat rozmawiać. Gdy w końcu jestem gotowa. Odrywam się od niego i odwracam. Nie zdawałam sobie z sprawy, że w kuchni są wszyscy. I jest mi teraz strasznie głupio. Nie sądziłam, że wszyscy będą świadkiem chwili mojej słabości. Siadam na stołku obok John'a niepatrząca na nikogo. Do głowy przychodzi mi myśl "Jak nie będę ich widziała oni też mnie nie będą widzieć." Wiem że to tak nie działa. Wiem że zachowuje się jak dziecko, ale w tym momencie nie potrafię inaczej.
- Kawy? - Ciszę przerywa Liam.
- Tak poproszę. - To jedyne na co zdobywam się w tej chwili.
- Musimy pojechać do NCA.
- Co ?! - Jedno słowo, które wypowiadamy wszyscy razem.

***




***