***
Jest taki moment gdy się budzisz i jesteś pomiędzy snem, a jawą. I w tym małym momencie, w tej jednej sekundzie wszystko jest możliwe. W tej sekundzie jesteś szczęśliwa. U twojego boku leży twój wspaniały narzeczony. Twoja rodzina jest szczęśliwa, a przyjaciele zadowoleni z życia. Ty jesteś zadowolona z życia. W tym jednym momencie jesteś panią świata, a potem uświadamiasz sobie, że to wszystko to nieprawda. Wstajesz z łóżka idziesz do kuchni zrobić sobie kawę i zaczynasz kolejny dzień mając nadzieje, że mimo iż Twoje życie się sypie ten dzień będzie lepszy od poprzedniego.
Powinnam się przejść, bo jeśli nie wstanę teraz to zacznę płakać, a jeśli to zrobię to cały dzisiejszy dzień spędzę płacząc i użalając się nad sobą. Może mroźne powietrze mi pomoże. Zawsze zastanawiam się jak mam się wydostać z hotelu skoro jestem strzeżona na każdym kroku. Mimo iż jestem dorosła i mogę robić co chce to traktują mnie jak dziecko. Co za paradoks chce mi się tak bardzo spać, a nie mogę zasnąć.
Kawa.
Potrzebuje kawy.
Lewa skarpetka.
Prawa skarpetka.
Spodnie.
Buty.
Cichutko wychodzę z pokoju. Mam nadzieję, że nikogo nie zbudzę. Przechodzę obok kuchni, ale tam świeci się światło. Kto o tej godzinie może nie spać? Jest środek nocy. Ciekawość jest większa i zamiast przejść cicho obok wchodzę do środka i w sekundzie w której przekraczam próg już tego żałuje. Próbuje się po cichu wycofać w nadziei, że mnie nie zauważył, ale po tym jak jego twarz wykrzywia grymas doskonale wiem, że wie o mojej obecności. Nie mam wyjścia i muszę się odezwać.
- Hej - Jest to coś pomiędzy szeptem, a westchnieniem. Nie jestem pewna czy to słyszał dopóki nie odwraca się w mogą stronę całym ciałem. Patrzył się na mnie tak jakby oczekiwał, że powiem coś więcej. Ja jednak nie byłam pewna co mu powiedzieć. Rozejrzałam się po kuchni i wróciłam wzrokiem do niego. Siedzi tylko w spodenkach i ostentacyjnie patrzy się na mnie. - Przepraszam. - Nie była pewna co tak naprawdę miałam zamiar zrobić.
- Za co? - Za co? Za wszystko. Za nic. Sama nie jestem już pewna za co przepraszam. W głowie kłębi mi się tak dużo myśli. Zdecydowanie za dużo. - Za to, że dziś tu przyszłaś. Za to, że mnie okłamałaś, a może za to, że złamałaś mi serce? - Ostatnie słowa wykrzyczał z siebie.
- Daj spokój.
- Daj spokój? Chyba własnym uszom nie wierzę. To Ty wlazłaś w moje życie z buciorami. Nikt Cię o to nie prosił. A teraz mówisz mi "daj spokój". Powinnaś się stąd wynieść tam gdzie pieprz rośnie. Nikt tu nie będzie za Tobą tęsknił. - Jest mi przykro, ale nie będę mu pozwalała tak do siebie mówić. Powinien znać granice.
- Pieprz się! - Teraz to i ja krzyczałam.
- Wypierdalaj stąd!
- Już mnie nie ma!
- I dobrze!
- Ekstra!
- Mam nadzieje, że umrzesz! - Już nie odpowiedziałam, trzaskam jedynie drzwiami.
Powinnam się przejść, bo jeśli nie wstanę teraz to zacznę płakać, a jeśli to zrobię to cały dzisiejszy dzień spędzę płacząc i użalając się nad sobą. Może mroźne powietrze mi pomoże. Zawsze zastanawiam się jak mam się wydostać z hotelu skoro jestem strzeżona na każdym kroku. Mimo iż jestem dorosła i mogę robić co chce to traktują mnie jak dziecko. Co za paradoks chce mi się tak bardzo spać, a nie mogę zasnąć.
Kawa.
Potrzebuje kawy.
Lewa skarpetka.
Prawa skarpetka.
Spodnie.
Buty.
Cichutko wychodzę z pokoju. Mam nadzieję, że nikogo nie zbudzę. Przechodzę obok kuchni, ale tam świeci się światło. Kto o tej godzinie może nie spać? Jest środek nocy. Ciekawość jest większa i zamiast przejść cicho obok wchodzę do środka i w sekundzie w której przekraczam próg już tego żałuje. Próbuje się po cichu wycofać w nadziei, że mnie nie zauważył, ale po tym jak jego twarz wykrzywia grymas doskonale wiem, że wie o mojej obecności. Nie mam wyjścia i muszę się odezwać.
- Hej - Jest to coś pomiędzy szeptem, a westchnieniem. Nie jestem pewna czy to słyszał dopóki nie odwraca się w mogą stronę całym ciałem. Patrzył się na mnie tak jakby oczekiwał, że powiem coś więcej. Ja jednak nie byłam pewna co mu powiedzieć. Rozejrzałam się po kuchni i wróciłam wzrokiem do niego. Siedzi tylko w spodenkach i ostentacyjnie patrzy się na mnie. - Przepraszam. - Nie była pewna co tak naprawdę miałam zamiar zrobić.
- Za co? - Za co? Za wszystko. Za nic. Sama nie jestem już pewna za co przepraszam. W głowie kłębi mi się tak dużo myśli. Zdecydowanie za dużo. - Za to, że dziś tu przyszłaś. Za to, że mnie okłamałaś, a może za to, że złamałaś mi serce? - Ostatnie słowa wykrzyczał z siebie.
- Daj spokój.
- Daj spokój? Chyba własnym uszom nie wierzę. To Ty wlazłaś w moje życie z buciorami. Nikt Cię o to nie prosił. A teraz mówisz mi "daj spokój". Powinnaś się stąd wynieść tam gdzie pieprz rośnie. Nikt tu nie będzie za Tobą tęsknił. - Jest mi przykro, ale nie będę mu pozwalała tak do siebie mówić. Powinien znać granice.
- Pieprz się! - Teraz to i ja krzyczałam.
- Wypierdalaj stąd!
- Już mnie nie ma!
- I dobrze!
- Ekstra!
- Mam nadzieje, że umrzesz! - Już nie odpowiedziałam, trzaskam jedynie drzwiami.
***
- Pieprz się! - Teraz to i ja krzyczałam.
- Wypierdalaj stąd!
- Już mnie nie ma!
- Wypierdalaj stąd!
- Już mnie nie ma!
- I dobrze!
- Ekstra!
- Mam nadzieje, że umrzesz!
Słyszę krzyki jestem tak oszołomiony, że w pierwszej chwili myślę, że to sen. Która jest godzina? Zegarek. Potrzebuje zegarka. Gdzie moja komórka? 4.06 a.m. Oni chyba poszaleli. Jak tylko dowiem się, kto tak krzyczy to go wykastruje. Już mam zamiar wstać gdy słyszę trzask drzwi. Nie ma sensu wstawać.
Słyszę krzyki jestem tak oszołomiony, że w pierwszej chwili myślę, że to sen. Która jest godzina? Zegarek. Potrzebuje zegarka. Gdzie moja komórka? 4.06 a.m. Oni chyba poszaleli. Jak tylko dowiem się, kto tak krzyczy to go wykastruje. Już mam zamiar wstać gdy słyszę trzask drzwi. Nie ma sensu wstawać.
***
Nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem. Jakiś czas temu straciłam czucie w palcach z powodu przeszywającego zimna. Jest już całkiem jasno i na ulicach jest pełno ludzi. Niesamowite miasto. Duże i piękne. Klimatyczne i niebezpieczne. Chodzę już po nim od kilku godzin i mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale w tak dużym tłumie jaki mnie mija każdej sekundy jest to wręcz niemożliwe. Cieszę się, że w przypływie rozsądku zabrałam ze sobą telefon i słuchawki. Dzięki temu niemal całkowicie mogę odciąć się od ludzi.
Myślę... myślę, że skoro wszystko jest skończone, to po prostu powraca w migawkach. Zupełnie jak kalejdoskop wspomnień. Po prostu wszystko wraca. Wszytko, ale nie on. Myślę, że część mnie wiedziała od chwili, gdy go ujrzałam, że tak się stanie. To nieistotne co on powiedział, ani co zrobił. To było uczucie, które nadeszło wraz z nim. I szaloną rzeczą jest to, że nie wiem, czy kiedykolwiek będę znów czuła w ten sposób. Nawet nie wiem, czy powinnam. Wiedziałam, że jego świat porusza się zbyt szybko i płonie zbyt jasno. Ale po prostu pomyślałam, jak diabeł może ciągnąć Cię w stronę kogoś, kto wygląda jak anioł, kiedy się do Ciebie uśmiecha? Może on wiedział to, od kiedy mnie zobaczył. Wydaje mi się, że po prostu straciłam równowagę. Myślę, że najgorszą częścią tego wszystkiego nie było to, że straciłam jego. Tylko to, że zgubiłam siebie.
Wciskam bardziej dłonie w kieszenie kurtki aby trochę bardziej je ogrzać i niespodziewanie w jednej z nich znajduje kilka drobnych. Nie wiem dokładnie ile ich jest, ale wiem jedno. Czas napić się kawy. Nie wiele myśląc wchodzę do pierwszej napotkanej kawiarni. Jest mnóstwo ludzi, kolejka jest tak przerażająco długa, że na samą myśl stania w niej kręci mi się w głowie, lecz po chwili uświadamiam sobie, że nigdzie się nie śpieszę. Nigdzie nie muszę biec. Jest tu ciepło i przytulnie i co najważniejsze dostanę tu kawę. Uzależnienie wygrywa. Staję w kolejce.
C
Myślę... myślę, że skoro wszystko jest skończone, to po prostu powraca w migawkach. Zupełnie jak kalejdoskop wspomnień. Po prostu wszystko wraca. Wszytko, ale nie on. Myślę, że część mnie wiedziała od chwili, gdy go ujrzałam, że tak się stanie. To nieistotne co on powiedział, ani co zrobił. To było uczucie, które nadeszło wraz z nim. I szaloną rzeczą jest to, że nie wiem, czy kiedykolwiek będę znów czuła w ten sposób. Nawet nie wiem, czy powinnam. Wiedziałam, że jego świat porusza się zbyt szybko i płonie zbyt jasno. Ale po prostu pomyślałam, jak diabeł może ciągnąć Cię w stronę kogoś, kto wygląda jak anioł, kiedy się do Ciebie uśmiecha? Może on wiedział to, od kiedy mnie zobaczył. Wydaje mi się, że po prostu straciłam równowagę. Myślę, że najgorszą częścią tego wszystkiego nie było to, że straciłam jego. Tylko to, że zgubiłam siebie.
Dawno, dawno temu
Kilka pomyłek wstecz
Znalazłam się w zasięgu Twojego wzroku
Dopadłeś mnie samą
Odnalazłeś mnie
Odnalazłeś mnie
Odnalazłeś mnie
Domyślam się, że Ci nie zależało
A mnie chyba się to podobało
I kiedy zakochałam się w Tobie
Cofnąłeś się o krok
Beze mnie, beze mnie, beze mnie
I on jest daleko stąd
Gdy stoi obok mnie
I uświadamiam sobie, że wina leży po mojej stronie
Bo wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
I wysadziłeś, zostawiłeś mnie, och
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
Teraz leżę na zimnej, twardej ziemi
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Żadnych przeprosin
On nigdy nie dostrzeże, że płaczesz
Udaje, iż nie wie
Że to on jest przyczyną
Tego, że toniesz, toniesz, toniesz
Z zasłyszanych plotek wiem
Że już zapomniałeś o mnie
Pozostanę jedynie Twoją kolejną zdobyczą
Teraz to widzę, teraz to widzę, teraz to widzę
Był już daleko stąd
Gdy mnie spotkał
I uświadamiam sobie, że to mnie powinno być głupio, hej!
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
I wysadziłeś, zostawiłeś mnie, och
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
Teraz leżę na zimnej, twardej ziemi
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Nachodzi mnie najsmutniejsza obawa
Że nigdy mnie nie kochałeś, ani jej, ani nikogo, ani niczego
Tak
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
I wysadziłeś, zostawiłeś mnie, och
Och, wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Więc teraz to ja powinnam się wstydzić
Zabierałeś mnie do miejsc, w których nigdy nie byłam
Teraz leżę na zimnej, twardej ziemi
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Och, och, kłopoty, kłopoty, kłopoty
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Kłopoty, kłopoty, kłopoty
Wiedziałam, że sprawisz kłopoty, gdy tylko wszedłeś
Kłopoty, kłopoty, kłopoty
Nie wiem, czy wiesz kim jesteś, dopóki tego nie stracisz.
Wciskam bardziej dłonie w kieszenie kurtki aby trochę bardziej je ogrzać i niespodziewanie w jednej z nich znajduje kilka drobnych. Nie wiem dokładnie ile ich jest, ale wiem jedno. Czas napić się kawy. Nie wiele myśląc wchodzę do pierwszej napotkanej kawiarni. Jest mnóstwo ludzi, kolejka jest tak przerażająco długa, że na samą myśl stania w niej kręci mi się w głowie, lecz po chwili uświadamiam sobie, że nigdzie się nie śpieszę. Nigdzie nie muszę biec. Jest tu ciepło i przytulnie i co najważniejsze dostanę tu kawę. Uzależnienie wygrywa. Staję w kolejce.
***
***
Czasami zastanawiam się jak dużo osób to czyta, a ile z was to przypadkowe wyświetlenia. Czy podoba się wam to co czytacie czy raczej zmienilibyście któryś wątek, a może coś dodali?
xxC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz