wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 10 - "Dear No One"

***

Siedzę na ziemi obłożona różnokolorowymi farbami. W radiu właśnie leciała piosenka: Tori Kelly - Dear No One.

I like being independent
Not so much of an investment
No one to tell me what to do

I like being by myself
Don't gotta entertain anybody else
No one to answer to

Dawno nie malowałam dla przyjemności. Chyba już zapomniałam jak to jest gdy maluje się pod wpływem weny, nie z powodu zaliczenia. Zastanawiam się co mogłabym namalować. Sztaluga w dalszym ciągu jest nieskazitelnie pusta chodź rozłożyłam ją 60 minut temu. Rano wstałam i zakiełkowała we mnie myśl: „dziś jest dobry dzień aby coś namalować”. Jest sobota. Nie muszę biec na uczelnie. Nie mam dziś pracy. Jest zwykła sobota. Najzwyczajniejsza o jakiej marzyłam już od dawna. Nie mam na karku żadnych terminów. Nic nie zakłuci mi błogiej ciszy panującej w mieszkaniu.

But sometimes, I just want somebody to hold
Someone to give me their jacket when its cold
Got that young love even when we're old
Yeah sometimes, I want someone to grab my hand
Pick me up, pull me close, be my man
I will love you till the end

W końcu łapię na zieloną farbę. Dziwnie znajoma zieleń zaczyna zamalowywać biel płótna. Czy maluje coś konkretnego? Nie wydaje mi się. Chyba będzie to abstrakcja. Gdy wydaje mi się, że zieleni jest już dość dużo. Moją uwagę przyciąga farba o pięknym malinowym odcieniu.

So if you're out there I swear to be good to you
But I'm done lookin', for my future someone
Cause when the time is right
You'll be here, but for now
Dear no one, this is your love song

Na płótnie pojawia się piękna malinowa mazaja. Nic mnie w tym momencie nie ogranicza. Nie ma żadnych granic. Nie ma żadnych krawędzi. Nikt nie powie mi, że właśnie popełniam błąd. Niepostrzeżenie zaczynam śpiewać: Naprawdę nie lubię wielkich tłumów. Mam skłonność do zamykania ludzi. Lubię moją przestrzeń. ale chciałabym mieć bratnią duszę. Któregoś dnia Bóg mi ją da i wiem, że to będzie warte czekania. Sięgam bo kubek z kawą. Gdy okazuje się zimna krzywie się nieznacznie. Podnoszę się z ziemi i w jednej ręce trzymając pędzel, a w drugiej kubek z kawą idę do kuchni. Nastawiam wodę na kolejną kawę, następnie wylewam zawartość kubka do zlewu.

So if you're out there I swear to be good to you
But I'm done lookin', for my future someone
Cause when the time is right
You'll be here, but for now
Dear no one, this is your love song

Wsypuję kawę do ulubionego kubka i czekam aż woda się zagotuje w międzyczasie machając pędzlem i zastanawiając się jaki kolor teraz wybiorę.

But sometimes, I just want somebody to hold
Someone to give me their jacket when it’s cold
Got that young love even when we're old
Yeah sometimes, I want someone to grab my hand
Pick me up, pull me close, be my man
I will love you till the end

Może brąz? Zalewam kawę, słodzę 3 łyżeczki cukru czcionkowego i wracam do sztalugi. Kolory wtóre wybieram są dziwnie znajome. Niestety nie mogę powiedzieć dlaczego takie się wydają.

So if you're out there I swear to be good to you
But I'm done lookin', for my future someone
Cause when the time is right
You'll be here, but for now

Właśnie kończy się piosenka gdy słyszę swój wibrujący telefon. Nie patrząc na ekran odbieram połączenie.

Dear no one, this is your love song

- Drogi "nikt", to twoja miłosna piosenka.
- Halo? – Chodź z drugiej strony słyszę tylko jedno słowo mogę przysiądź, że jest ono doszczętnie przepełnione zdziwieniem.
- Tak słucham?
- Charlie?
- Tak, a kto mówi. – W pamięci poszukuje właściciela tego głosu. Jak na złość nikt nie przychodzi mi do głowy.
- Hej Charlie. Tu Peeta. Twoja mama dała mi twój telefon.
- Peeta? – Nie wiem co mam powiedzieć. Peeta. Mój Peeta.
- Tak. Przepraszam, że tak dzwonie. Ale jestem w Londynie i pomyślałem, że możemy się spotkać.

***

Dochodziła 7 pm a ja siedziałam w kawiarni na rogu ulicy na której mieszkam. Już od dłuższego czasu próbuje sobie przypomnieć kiedy ostatnio widziałam się z chłopakiem który dziś do mnie zadzwonił. Chyba na wakacjach które spędziłam u Nany. Jak to jest możliwe, że tyle się nie widzieliśmy. Ja wróciłam do domu. Początkowo utrzymywaliśmy kontakt, ale z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień słabł. Aż w końcu nie było go wcale. Wszystko się rozpłynęło. Jakby nigdy nie istniało. A teraz znów mam się z nim spotkać. Ohh Peeta. Minęło już 5 lat. Jestem ciekawa jak bardzo się zmienił. Chłopak ma teraz 24 lata. Jest w wieku Johna. W zasadzie to poznałam go przez brata. Zaprzyjaźnili się, a ja początkowo byłam młodszą siostrą brata. Niesamowite jak wszystko może się zmienić. W domu szykowałam się ponad godzinę. Nie miałam pojęcia jak powinnam się ubrać. Ostatecznie zdecydowałam się na niewymuszony, w miarę elegancki komplet. Strasznie wierciłam się na krześle sącząc już magiczny napój kiedy zobaczyłam dobrze zbudowanego chłopaka. I chodź było już ciemno byłam pewna, że to on. Chodź wcale nie przypominał siebie. Poznałam go po specyficznym, bardzo pewnym chodzie. Wszedł do kawiarni i wszyscy nagle zwrócili na niego uwagę. Był tak przystojny, że aż bolało od samego patrzenia na niego. Przecież to jest po prostu nieprzyzwoite tak wyglądać. Wystarczyło tylko, że przeszedł kawałek kawiarni a już cała żeńska część zbierała przysłowiowe szczęki z ziemi. Miał na sobie ciemne dżinsy, biały podkoszulek na który zarzucona była czarna marynarka. A na stopach czarne Conversy. Gdy tylko dostrzegł mnie na jego twarzy pojawił się uśmiech który tak dobrze znałam. Uśmiech który potrafił rozwiać nawet najczarniejsze chmury. Wstałam żeby go przytulić jak za starych, dobrych czasów. Niespodziewanie złapał mnie w pasie i okręcił się kilka razy wokół własnej osi trzymając mnie w ramionach. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji toteż gdy już postawił mnie z powrotem na ziemi musiałam się przytrzymać jego ręki gdyż w innym wypadku właśnie miałabym bliskie spotkanie z podłogą. Widząc moją reakcje zaśmiał się niezwykle melodyjnym głosem.
- Nie mogę uwierzyć, że tyle się nie widzieliśmy. Jak to jest w ogóle możliwe. – Powiedział siadając uprzednio odsuwając moje krzesło od stolika tak abym i ja mogła wygodnie usiąść.
- Myślę, że była to kwestia odległości. Nigdy nie byłam dobra w utrzymywaniu znajomości na odległość. To nie moja broszka. – Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój gest. Delikatny zarost który dodaje mu niesamowitego uroku. Kolor oczu który ciężko określić. Mieszkanka zieleni i niebieskiego, nazywany przeze mnie zawsze po prostu kolorem Peety. Różowe usta, nie za duże nie za małe. Wprost idealne do całowania. Gdy porównywałam mężczyznę, który właśnie siedział przede mną z chłopakiem którego zapamiętałam. Ten teraźniejszy wypadał o wiele lepiej. Peeta z przed pięciu lat nie był brzydki. Oglądało się za min wiele dziewczyn. Każda chciała z nim chodzić. Lecz Peeta który siedział przede mną był swoją udoskonaloną wersją. O ile to w ogóle było możliwe. Chodź niewiele się zmienił wyglądał jak młody bóg który u swych stup ma cały świat i każda kobieta tego świata może być jego. Spod koszulki było widać zarys mięśni klatki piersiowej. Na samą myśl co może się kryć pod białym materiałem nogi mi zmiękły. W duchu cieszyłam się, że już nie stoję. Mogłoby się to skończyć niezbyt ciekawie dla mnie. Moje kilkosekundowe rozmyślania przerwała kelnerka która podeszła do stolika.
- Co mogę podać? – Nawet nie zwróciła na mnie uwagę. Jedynie ostentacyjnie wpatrywała się w mojego towarzysza. Jakby był ósmym cudem świata. Ten nawet nie zwrócił na nią uwagi. Cały czas wpatrywał się we mnie. Chyba liczył na to że powiem na co mam ochotę. Lecz gdy po chwili nie uzyskał wyczekiwanej reakcji z mojej strony spytał:
- Na co masz ochotę Charlie ?
- Chyba poproszę dolewkę piernikowej kawy. – Nie wiem jakim cudem od ją robią, ale smakuje obłędnie.
- Ok, a może coś dojedzenia. Co prawda jesteśmy w kawiarni, ale na pewno mają tutaj jakieś ciasto. Co ty na to? – Powiedział uśmiechając się tak że musiałam się upewnić czy kelnerka jeszcze oddycha. Bo wyglądało jakby na chwilę zatrzymało się jej serce.
- W takim razie poproszę tiramisu – Powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Dwa razy ten tiramisu i piernikowa kawa. – Powiedział, a ja odniosłam wrażenie że kelnerka nie jest zadowolona, że musi odejść od naszego stolika. Zdecydowania wolała by jeszcze chwilę tu postać i nacieszyć się widokami. Spokojnie przyniesiesz jeszcze zamówienie, będziesz miała okazję popatrzyć – pomyślałam.
- Ta kelnerka pożerała Cię wzrokiem. – Powiedziałam do Peety opierając się przedramionach i zbliżając głowę do niego, aby ten mógł usłyszeć mój ściszony głos na co chłopak zaśmiał się.
- Tylko Ci się wydawało. – Powiedział kopiując mój gest. Dzieliło nas teraz może 20 cm. Poczułam oszałamiający zapach perfum. Jak mogłam wcześniej ich nie poczuć ? - Muszę się powtórzyć, ale nie mogę uwierzyć, że nie widzieliśmy się tak długo. Wspaniale wyglądasz. – Wystarczyło tylko dwa słowa „wspaniale wyglądasz”, a ja momentalnie poczułam, że policzki niemiłosiernie mnie pieką. Co za tym idzie wiedziałam, że właśnie w tym momencie pojawia się na nich ostentacyjna czerwona barwa. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do komplementów.
- Dziękuje – Bąknęłam pod nosem. Nie chciałam aby zauważył mogę zmieszania.
- Zawsze gdy się rumienisz. Na policzkach pojawia się piękny malinowy rumień. Niczym namalowany od pędzla. Jak ty to robisz?
- Taki to już mój urok. – Ledwo skończyłam mówić, a do moich uszu doszedł śmiech Peety. Niezwykle dźwięczny i przyjemny dla uszu. W tym momencie kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie. Postawiła talerzyki z tiramisu i filiżanki z kawą, a na tace położyła już od jakiegoś czasu pusty kubek.
- Czy mogę jeszcze w czymś pomóc. – Kelnerka bardzo mocno próbowała skupić uwagę Peety na sobie. Niestety na jej nieszczęście chłopak nie miał najmniejszego zamiary nawet omieść ją swoim spojrzeniem. Zezłoszczona odeszła od naszego stolika. Upiłam łyk kawy, a chłopak z którym siedziałam przy stoliku zrobił bliźniaczy ruch.
- Naprawdę bardzo dobra kawa.
- Od zawsze miałam dobry gust. O ile mi wiadomo nic się w tej dziedzinie nie zmieniło.
- Tak.. doskonale pamiętam, że twojemu gustowi nic nie można zarzucić. – Powiedział przeciągle.
- Więc powiesz mi Peeta co sprowadza Cię do Londynu. Bo raczej nie pogoda. – Powiedziałam uśmiechając się. Zdecydowanie wolałam wrócić na bezpieczny grunt więc postanowiłam szybko zmienić temat. Chłopak popatrzył się na mnie i chyba wyczuł, że specjalnie zmieniłam temat.
- Dziś pogoda jest całkiem ładne. – To prawda. Pogoda była dziś przepiękna jak na Londyn. Zupełnie jakby sama natura chciała się mu przypodobać. Jakby Londyn usilnie starał się wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Próbował za wszelką cenę przekonać go do pozostania na dłużej w Anglii. I widząc jak wszyscy na niego reagują wcale nie zdziwiłabym się gdyby to była prawda. – Ale nie przyjechałem jedynie ze względu na pogodę. Jestem tu w ramach wymiany studenckiej.
- Wymiany studenckiej ? – Nie jestem pewna co bardziej mnie zdziwiło. To że studiuje czy to że ze względu na studia sprowadził się na stary kontynent.
- Co się tak dziwisz? Myślisz, że nie jestem w stanie studiować? – Czy on czyta mi w myślach? – Mało tego, że studiuje. Jestem w 10% najlepszych uczniów na swojej uczelni. Dzięki czemu zaproponowali mi udział w wymianie studenckiej.
- Gratuluje. To niezwykłe osiągnięcie. – Powiedziałam uśmiechając się do niego. Byłam niezwykle dumna, że jest tak wspaniałą osobą.
- Chwilę się zastanawiałem czy powinienem brać udział w wymianie, ale coś mi mówi że nie będę tego żałował. – Na jego ustach zagościł obłędny uśmiech ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów. Już miałam coś odpowiedzieć gdy usłyszałam dźwięk swojego telefonu, który oznajmił mi że mam nieprzeczytaną wiadomość tekstową.

***


***
Mam ogromną dzieje, że rozdział się wam podoba. Kochani przekroczyliście 1600 wejść na bloga jestem w mega wielkim szoku. Jak na razie jednodniowy najwyższy wynik to 75 wejść <oklaski>. Gdy popatrzyłam w statystyki to musiał sobie usiąść z wrażenia. Niesamowite.
Pamiętajcie, że pod różowym kolorem w tekście kryją się linki dodane przeze mnie dla was. Utworzyłam także playlistę z piosenkami wykorzystanymi w opowiadaniu wystarczy -> kliknąć tu <- aby w nią wejść.
Jeśli macie jakieś pytania czy coś w tym stylu możecie zadawać je w komentarzach (na które staram się odpowiadać) oraz możecie wysłać mi emaila na adres: iamcharlie.onedirection@gmail.com 
Zastanawiałam się (chyba wczoraj) czy nie mielibyście ochotę zaproponować jakąś piosenkę (np. waszą ulubioną), abym mogła ją wpleść do opowiadania?

Do przeczytania 
xx C
***

4 komentarze:

  1. omggggggggg! Uwielbiam twoje opowiadanie! Masz OGROMNY talent *-* W wolnym czasie zapraszam na mój blog: http://never-be-well.blogspot.com/ i na blog mojej przyjaciółki: http://story--of-my--life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że podoba Ci się moje opowiadanie. Jak tylko znajdę trochę czasu na pewno wpadnę.
      Do przeczytania
      xx C

      Usuń
  2. Nominuję cię do Liebster Blog Awards. Więcej informacji --> http://stay-and-help-us.blogspot.com/p/nominacja-od-liebster-award-blog-jest.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, jestem niezwykle zaskoczona tym wyróżnieniem. Jak tylko zbiorę wszystkie potrzebne informację to na pewno odpowiem na nominację. Jeszcze raz dziękuje ;*
      Do przeczytania
      xx C

      Usuń