wtorek, 21 października 2014

Rozdział 24 - "Breathe"

***

- Słuchaliśmy tej piosenki gdy... - Nie musiałam kończyć. Wiedział co chce powiedzieć. Jedyną jego reakcją  na moje łzy i słowa było wzmocnienie uścisku.
- Chodź. - Pociągnął mnie za sobą. - Musimy znaleźć jakąś kurtkę lub płaszcz. Jeśli wyjdziesz tak jak stoisz rozchorujesz się.
- Nigdzie nie idę. - Zapierałam się nogami jak tylko mogłam. Nie mam zamiaru wystawić nosa z mojego mieszkania. Nie mam ochoty nikogo widzieć.
- Nie zostawię Cię tu samej, a musisz coś zjeść. Ja muszę coś zjeść. Umieram z głodu. - Próbował założyć mi kurtkę a ja stałam niczym naburmuszona pięciolatka która nie dostała swojej ulubionej zabawki. - Posłuchaj! Masz dwa wyjścia. Pierwsze: Ubierzesz się bez mojej pomocy i pójdziemy do sklepu jak dwoje dorosłych ludzi. Drugie: Ubiorę Cię. Przerzucę przez ramię i pójdziemy jak osoba dorosła patrz ja - W tym momencie wskazał palcem na siebie - oraz nieznośny bachor patrz Ty - Jego palec został skierowany w moją stronę. - A więc którą opcje wybierasz? - Nic nie mówiąc wystawiłam ręce aby założył mi kurtkę. Złapał mnie za rękę. Wyprowadził z domu i zmusił do współegzystowała ze światem którego nienawidziłam.

***

- Na co masz ochotę? - Od 10 minut przemierzamy alejki w sklepie. Jestem wdzięczny za tak późnią godzinę. Nikt nas nie zaczepia. Nikt nie podchodzi aby zrobić sobie ze mną zdjęcia. Nikt nie chce autografu. Mogę być anonimowym klientem, który chce kupić bułkę i mleko.
- Na śmierć. - Odpowiada. A w jej oczach widzę że to prawda. Co najgorsze potrafię zrozumieć jej cierpienie. Cała jej postawa mówi za siebie. Przygarbione plecy, zapadnięte oczy. Jest wychudzona jakby nie jadła od miesięcy. Gdyby się przyjrzeć nawet przez ubranie można by było policzyć wszystkie kości w jej ciele.
- Co chciałabyś zjeść? - Nie reaguję na jej wzmiankę o śmierci. Chodź delikatnie przybliżam się do niej. Na wszelki wypadek. Gdyby chciała coś sobie zrobić.
- Nie jestem głodna. - Mówi i odwraca się do mnie plecami. Zmierza w stronę wyjścia.
- W takim razie zjesz to co ja. - Podbiegam do niej i łapie za rękę żeby pociągnąć w stronę alejki z nabiałem. - Mam ochotę na jajecznice. - Przez chwilę się opiera, a potem daje za wygraną. Wie, że nie ma sensu się ze mną siłować. Nie wygrałaby nawet gdyby ostatnimi czasy jadła normalnie. Jestem od niej silniejszy, a ponieważ jest wychudzona złamanie jej na pół niczym wykałaczkę nie byłoby niczym trudnym. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że oznaki fizyczne są jedynie efektem ubocznym tego jak czyje się psychicznie. A z tego co widzę, nic nie trzyma ją w tym momencie przy życiu.

***

Znów miałam ten sen. To jak prowadzę gdy wracamy do Londynu. Deszcz pada rzęsiście. Mamy wypadek, ale Peeta żyje. To ja ginę, a on może żyć i cieszyć się z każdego poranka i każdej nocy. Z snu wyrywają mnie radio. 


But my God it's so beautiful when the boy smiles
Wanna hold him maybe I'll just sing about it

Cause you can't jump the track
We're like cars on a cable
And life's like an hourglass glued to the table,
No one can find the rewind button boys so cradle your head in your hands
And breathe, just breathe, whoa breath just breathe

There's a light at each end of this tunnel
You shout cause you're just as far in as you'll ever be out
And these mistakes you've made
You'll just make them again if you'll only try turnin' around

2 AM and I'm still awake writing this song
If i get it all down on paper it's no longer inside of me
Threatening the life it belongs to.
And I feel like I'm naked in front of the crowd
Cause these words are my diary screamin' out aloud
And I know that you'll use them however you want to.

But you can't jump the track
We're like cars on a cable
And life's like an hourglass glued to the table,
No one can find the rewind button now
Sing it if you understand...yeah breathe
Just breathe, oh oh breathe, just breathe, oh breathe,
just breathe, oh breathe, just breathe

po prostu oddychaj

Przez dłuższą chwilę nie mogę się skupić i dopiero po jakimś czasie przez dźwięki muzyki przebija się jakaś rozmowa. Nie wiem co jest tematem tej rozmowy. Jedyne co w tym momencie słyszę to mocno walące serce. Dopiero po kilku, a może nawet kilkunastu głębszych oddechach uspokajam się na tyle, że jestem w stanie wyłapać iż rozmawiają trzy osoby. TRZY!? Kto niby jest w moim domu? Chce to wiedzieć jednocześnie nie mam siły żeby podnieść się z łóżka. Mam na barkach niewidzialny ciężar który przygniata mnie tak bardzo, że ledwo jestem w stanie oddychać.  
- Jak się czuje? - Usłyszałam przytłumiony głos. 
- Nie chce rozmawiać. Płacze, śpi, płacze. Niczym niekończące się kółko. - Powiedział ktoś inny. 
- Nie ma się co dziwić. Niedawno zginął w wypadku jej narzeczony. W wypadku w którym ona też brała udział. - Trzecia osoba postanowiła się wtrącić.  
- Rozumiem. Ale ona się głodzi. Nie chce nic jeść. Jak tak dalej pójdzie to zagłodzi się na śmierś. - Niall? To chyba on to powiedział. A więc w dalszym ciągu chce mnie gnębić. 
- Nie jestem pewien czy powinniśmy jej mówić o wszystkim.  
- Nie możesz ją przez całe życie trzymać pod kloszem John! Jeśli jej nie powiesz, a ona się dowie będzie miała Ci to za złe. Będzie na ciebie wściekła. I nic nie pomoże fakt, że na co dzień jesteś ponad 4000 km od niej. - John!? John jest tutaj? Ostatkiem sił (co brzmi dość paradoksalnie zważywszy na to że ciągle tylko śpię i leżę w łóżku) wstałam i poczłapałam do kuchni. Przy małym stoliku pomalowanym na biało siedzi trzech dorosłych mężczyzn. Mimo iż John siedzi do mnie tyłem jestem pewna że to on. Siedzi w mundurze. Jeszcze nie miał czasu się przebrać. Momentalnie oczy zachodzą mi łzami, a jak idę na oślep.  
- John. - Mój szept niesie się po kuchni, a on odwraca się do mnie i patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami. Widzę w nich mieszankę troski, współczucia i smutku. Podbiegam kilka dzielących nas metrów i usiadam mu na kolanach niczym dziecko. Wtulam się w niego i wtedy puszczają wszystkie emocje. Znów zaczynam płakać tak mocno, że ledwo pamiętam o tym aby oddychać. Nikt nic nie mówi. A jedyne na czym mogę się w tym momencie skupić to ciepło które bije od niego. Zamyka mnie w swoich ramionach i pozwala płakać. Nie zadaje pytań. Nie daje dobrych rad. Po prostu jest. Nie wiem ile już tak siedzimy. Jak dla mnie w dalszym ciągu jest to za mało. Nagle coś pęka. Ale pęknięcie nie jest zewnętrzne. Coś pęka we mnie. To moje serce i dusza. Rozpadło się na milion kawałków a jedyna osoba, która może mnie z powrotem poskładać nie żyje. Nie żyje. Wraz z jego śmiercią umiera także cząstka mnie. - Peeta nie żyje. - I dopiero teraz tak na prawdę do mnie to dotarło. Myślałam, że wiem. Nie wiedziałam.  
- Wiem kochanie. Jest mi przykro.  
- Nie żyje. To ja powinnam umrzeć nie on. - Każde słowo przerwane jest przez fale bólu która powoduje łzy i problemy z oddychaniem.  
- Nawet tak nie mów! Peeta nigdy nie chciałby żebyś tak myślała. On Cię kocha. - Słyszę wzburzony głos Filipa.  
- Kochanie. - Słyszę głos Johna. Podtrzymuje mi brodę tak aby mógł spojrzeć mi w oczy. - Za cztery dni jest pogrzeb.

***

- Dzień dobry mam na imię Isaac i jestem młodszym bratem Peety. Umieranie jest do dupy, a coś o tym wiem. Jak zapewne domyślacie się bo czarnych okólarach i białej lasce mam problem z oczami. Dzień po tym jak usunięto mi oko przyszedł do mnie Peeta. Byłem załamany. W końcu usunięto mi oko, a on wpadł do pokoju i powiedział: "Mam dla Ciebie świetną nowinę" Nie chciałem go słuchać. Co może mi powiedzieć. To ja od dziś jestem ślepy. W końcu poddałem się i zapytałem "Co to jest?". Na co on odpowiedział: "Czeka Cię długie, dobre życie pełne wspaniałych oraz koszmarnych chwil, których teraz nie potrafisz sobie nawet wyobrazić"... Ale gdy kiedyś. W przyszłości przyjdą do mnie naukowcy z oczami robota i dadzą mi je wypróbować to im powiem żeby spadali bo Peeta, nie chce oglądać świata bez Ciebie. Nie chce oglądać świata bez Peety Silvera. I kiedy już to powiem to wezmę te oczy bo to oczy robota. Świetna sprawa... Sam już nie wiem. To strasznie trudne. Myślałem że to on będzie przemawiał na moim pogrzebie, nie na odwrót. A dziś stoję tu przed wami i zastanawiam się co powiedzieć. Wiem jedno. Peeta kochał ludzi, a najbardziej kochał swoją narzeczoną. Ciągle o niej gadał. Miałem już tego dość. I chodź teraz jej nie widzę to wiem jej oczy są czerwone i opuchnięte od płaczu. A skąd to wiem mógłby się ktoś zapytać. Bo wiem że osoba którą kochał mój brat ponad życie nie może być złym człowiekiem. I chodź wiem że kiedyś przyjdzie czas na każdego z nas to cholernie jest mi szkoda, że już go więcej nie zobaczę.

***




***


Dzień Dobry Robaczki.
Rozdział 24 za nami. Mam nadzieje, że się wam podoba. Jak zawsze czekam na wasze komentarze.
Do przeczytania 
xx C

***

6 komentarzy:

  1. Genialny rozdział ( zresztą jak wszystkie ;* )




    Twoja oddana czytelniczka xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za tak wspaniałe słowa. ;**
      Do następnego komentarza
      xx C

      Usuń
  2. kojarzy mi sie to z książką "Gwiazd naszych wina" Cudowne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzenia jak najbardziej trafne ;)
      Do następnego komentarza
      xx C

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Ja płakałam przy pisaniu. Cieszę się, że potrafiłam wyzwolić w Tobie takie emocje.
      xx C

      Usuń