***
Ból
Ból
Ból
Nie jestem pewna gdzie jestem. Dlaczego jestem tu gdzie jestem. Co się stało. Jedyną stałą rzeczą w tym momencie w moim życiu jest ból. Ból i wszechogarniająca rozpacz bo wiem, że stało się coś złego mimo iż nie pamiętam nic. Mało tego nawet nie wiem gdzie jestem. Próbuje skupić się na czymś. Czymkolwiek. Ale jedyne na czym potrafię się w tym momencie skupić to ból.
***
Znów jestem świadoma. Nie wiem ile czasu minęło od mojej pogawędki ze sobą. Już tak bardzo nie boli. Chwile zajmuje mi żebym potrafiła się na czymś skupić. Coś wyłapać. Słysze miarowe piknięcia.
PIK
PIK
PIK
Aparatura? Jestem do czegoś podpięta?
Nie rozumiem.
Dlaczego jestem podpięta.
A może to nie moje?
Dlaczego nic nie pamiętam.
Z całych sił próbuje się poruszyć.
NIC
Odezwać.
NIC
Zrobić cokolwiek.
NIC
***
Słysze jakieś głosy. Niby gdzieś przymnie, a jednocześnie daleko niczym dobiegające z galaktyki oddalonej o lata świetlne od tej na której znajduje się obecnie. Słysze szepty, płacz. Czuje łzy które skapują na mnie, ale w żaden sposób nie reaguje na nie. Nie mogę. Nie potrafię.
***
Właśnie rozprawiam nad największymi teoriami świata. Zażegnuje wszystkim wojną na świecie, a także karmie wszystkie głodujące dzieci. A tak naprawdę użalam się nad sobą, próbuje zrozumieć dlaczego nie potrafię się poruszyć, dlaczego nie potrafię otworzyć oczu. Nawet jednego. Jednego cholernego oka. Jedyne co mogę robić to nasłuchiwać co się dzieje wokół mnie. Po odgłosach dobiegających do mnie, a raczej jego braku wnioskuje że jestem sama. Nie ma żywej duszy. Towarzyszy mi jedynie ciągłe pikanie.
PIK
PIK
PIK
Które oświadcza że jeszcze żyje. Jakbym sama tego nie potrafiła stwierdzić. Nagle robi się jakiś szum przez chwile jestem zdezorientowana. Ktoś wszedł do pokoju. Niestety nic nie mówi więc nie jestem wstanie stwierdzić kto przyszedł odwiedzić mnie jako roślinkę. Powoli zaczyna mnie wkurzać cała ta sytuacja. Nic nie mogę zrobić a w tym momencie za moich przyjaciół robi aparatura która w kółko i niezmiennie ciągle tylko pika oraz morfina którą co jakiś czas mi podają. Niespodziewanie słyszę głos. Damski ? Męski ? Nie mam pojęcia. Nie potrafię tego określić. Zajmuje mi sporo czasu zanim mogę się na nim skupić. A jeszcze dłużej zajmuje mi wyodrębnienie poszczególnych słów.
Pewnego dnia wejdziesz do mojego świata i powiesz to wszystko
Powiesz, że będziemy razem, nawet kiedy będziesz zagubiona
Pewnego dnia powiesz te słowa, o których myślałem, ale nigdy nie wypowiedziałem ich na głos
Powiesz, że jesteśmy lepsi, gdy jesteśmy w naszym łóżku
Chcę ciebie tu ze mną
Tak jak sobie to wyobraziłem
Więc nie musiałbym już dłużej sobie tego wyobrażać
Chodź, skocz na mnie
Chodź, przynieś wszystko
Czy to za wiele, by prosić o coś wspaniałego?
Scenariusz został zapisany i nie mogłem niczego zmienić
Chcę rozedrzeć to wszystko na strzępy i zacząć od nowa
Pewnego dnia wejdę do twojego świata i sprawię, że wszystko będzie dobrze.
Powiem, że jesteśmy lepsi, tutaj, dzisiejszego wieczoru
Nie potrafię rozpoznać głosu. Śpiew jest tak delikatny. W zasadzie można powiedzieć, że jest to szept. Zapewne gdyby nie fakt iż jestem w pokoju tylko ja i ta osoba i nie docierają do nas żadne zewnętrzne odgłosy pewnie nawet nie potrafiłabym usłyszeć. Ale słyszę. Słowa pełne smutku i żalu. I mam ochotę zapłakać nad tą osobą. Nad jej smutkiem i nieszczęściem. Bo nikt nie powinien tak cierpieć. Czuje że ktoś łapie mnie za rękę. I próbuje ją ścisnąć. Niestety jestem tak zmęczona, że nawet nie wytrzymuje do końca piosenki. Po prostu zapadam się w siebie.
***
Od jakichś 3 minut świadomie mogę otworzyć oczy. Wiem, że jest to przełom i cholernie się cieszę, ale na Boga niech oni dadzą mi chodź trochę wytchnienia. Cały czas mnie oglądają jak jakiś eksponat muzealny z XVII wieku. Gdyby mogli pewnie zaglądnęliby mi nawet w majtki których na dobrą sprawę mogę nie mieć na sobie. A ponieważ w pokoju jest ok 20 osób powoli zaczynam czuć się skrępowana.
- Jak się czujesz ? - Zapytał starszy lekarz. Niestety jego plakietka była zasłonięta co uniemożliwiło mi odczytanie jego nazwiska. Pewnie to on dowodzi całą tą hołotą która tu wpadła jak tylko zauważyli że się ruszam bo wpatrywali się w niego jak w ósmy cud świata.
- Może być, chodź wolałabym żeby nie gapiło się na mnie tyle gałek ocznych na raz. To jest krępujące. - Powiedziałam wkładając zdecydowanie o wiele więcej ironii niż chciałam.
- Widzę, że humor dopisuje. Doskonale. Moi asystencji wezmą Cię na badania, a pielęgniarka zawiadomi rodzinę, że się obudziłaś. Na pocieszenie pozwolę Ci wybrać sobie dwie osoby które będą Ci towarzyszyć przez następne godziny podczas kolejnych badań Ktoś ma ochotę potowarzyszyć pannie Henderson w badaniach. - Zupełnie jak na komendę w góre wystrzeliły chyba wszystkie możliwe ręce w górę. - Możesz wybierać. Wszyscy chcą z Tob a pobawić się aparaturą. To Ty dziś decydujesz. - Powiedział zwracając się do mnie. - Możesz wybrać 3 osoby.
***
Wybrałam sobie 3 osoby które będą się ze mną dziś użalały. Mam nadzieje, że wybrałam dobrze i nie będą zadawały mi zbyt dużo pytań. Leżałam właśnie w wielkim urządzeniu które miało za zadanie prześwietlić każdy mój wewnętrzny narząd.
- Moglibyście mi powiedzieć która jest godzina ? - Nie wiem dlaczego właśnie ta myśl dręczyła mnie od początku siedzenia w dziwacznym urządzeniu.
- Jest 2. 46 a.m.
- I oni mają zamiar zadzwonić do mojej mamy? Czy oni kompletnie poszaleli? Przecież ona pewnie śpi o tej porze. Poza tym nie przyjedzie do szpitala. On jest daleko od... Chwila w zasadzie to gdzie ja jestem?
- Jesteś w szpitalu Charlie. - Odpowiedział lekarz który najwidoczniej próbował mnie zdenerwować. I całkiem nieźle mu to szło.
- No przecież wiem, że w szpitalu. Nie jestem głupia. Chodzi mi o to w jakim mieście jest ten szpital.
- Znajdujesz się w szpitalu Królowej Marii w Londynie.
- W Londynie, ale przecież my nie dojechaliśmy do Londynu... jakim cudem jestem w Londynie?
- Spokojnie. Jak wrócisz do swojego podoju to wszystko Ci wyjaśnią. - I nagle tak niepostrzeżenie uderza mnie obraz. Deszcz. Samochód. Peeta. Wypadek. Niesamowity ból przeszywa moją głowę. Łapie ją obydwoma rękoma jak gdyby mogły mnie ustrzec przed tym bólem. A w głowie huczy mi tylko jedno słowo: PEETA, PEETA, PEETA, PEETA, PEETA. Kule się na łóżku, bo całe ciało mnie boli. W tym momencie nie jest to już jedynie ból głowy. Boli mnie każda komórka z osobna i wszystkie na raz. Nie zdaje sobie, że wyjechałam z tego dziwnego urządzenia dopóki ktoś nie dotyka mojego ramienia. Mówi coś do mnie bo widzę, że jego usta się poruszają, ale nic nie słyszę. Zupełnie jakbym była zamknięta w szklanym pudełku i żadne zewnętrzne odgłosy nie docierały do mnie. W szklanym pudełku wypełnionym jedynie bólem, a boli tak cholernie, że nie potrafię oddychać. Zupełnie jakbym zapomniała jak to się robi. A może po prostu nie chce oddychać. Może po prostu nie chce żyć. Bo w tym momencie uświadamiam sobie, że nikt nie wspomniał o Peecie ani raz i wiem, że stało się coś złego.
***
***
Nie było mnie bardzo długo. Przepraszam. Chyba nie ma sensu tłumaczyć. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam go gustu.
Zapraszam wszystkich do komentowania, a także do obserwowania bloga.
Zapraszam wszystkich do komentowania, a także do obserwowania bloga.
Hej.
OdpowiedzUsuńKontrolnie co jakiś czas sprawdzam twojego bloga, czy przypadkiem czegoś nie dodałaś. Uważam, że historia, którą opisujesz jest inna od powielanych schematów co tylko zachęca do czekania na kolejne rozdziały. Nie jestem wielką fanką fanfiction, ale tylko dlatego, że na mój gust jest ich już trochę za dużo i każde opowiada o tym samym.
Cieszę się, że Charlie przeżyła ( co było dość wiadome, no bo halo, przecież nie można uśmiercić głównej bohaterki, prawda?). Na początku myślałam, że pan wielki Harry Styles wpadnie do kościoła przerywając ceremonie, a tu proszę... Peeta nie żyje (a przynajmniej tak wnioskuje).
Być może nie jestem w osobach obserwujących, ale zawsze możesz dodać +1 czytelnika.
Pozdrawiam i cierpliwie czekam na kolejny rozdział.
A.
PS Podoba mi się jak wplatasz teksty piosenek w treść.
Bardzo się cieszę, że historia przypadła Ci do gustu. Wiem o co Ci chodzi z fanfiction. Te które ja czytam można policzyć na palcach jednej ręki, a na dodatek większość się już skończyła. Może Cię zdziwię, ale pierwotnie nie przeżyła Charlie. Przy czym tak bardzo było mi jej szkoda, że zmieniłam zdanie. Teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam czy nie. Harry wpadający do kościoła? Nie przyszło mi do głowy to przyznaję szczerze. haha
UsuńDo następnego komentarza
xx C
Nominowałam cię do Liebster Blogger Award :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły tutaj---> http://onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com/2014/08/liebster-award-x5.html
Pzdr. <3
Bardzo dziękuję za nominację :)
UsuńDo następnego komentarza
xx C
Biedny peeta
OdpowiedzUsuńTeż jest mi go szkoda. Przywiązałam się do niego.
Usuńxx C