poniedziałek, 7 października 2013

Rozdział 3 - "It's Time"

***


- Bardzo dziękuje panu za pomoc i jeszcze raz przepraszam, że musiał pan tyle na mnie czekać.
- Nic się nie stało dziecko.
- Do widzenia
- Do widzenia - Zamknęłam za mężczyzną drzwi i podeszłam do łóżka kładąc się na nim. Leżałam tak chwilę.
- Nie zapomniałaś o mnie?
- Harry?
- Tak?
- Harry, Niall, Louis, Liam i Zayn.
- Tak?
- Harry? Skąd ja znam te imiona?
- Ponieważ podałem je dzisiaj Tobie?
- Harry? – I w ty momencie mnie olśniło. – Kurwa Harry dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
- Ale o czym?
- Że jesteś sławny. Że grasz w zespole.
Other Direction?
- One
- Co?
- One
Direction
- No przecież mówię.
- Mówiłem Ci, że mam przyciemniane szyby nie bez powodu.
- Ale Harry, ja myślałam, że ty się zgrywasz. Oni pewnie pomyśleli, że jestem jakąś kompletną idiotką. Jak mogłam ich nie poznać. Jak mogłam nie poskładać wszystkich części do kupy?
- Spokojnie, nie jesteś pierwszą osobą która mnie nie poznała.
- Naprawdę!?
- Nie no akurat żartuje. Ale to dość ciekawe, że nie skojarzyłaś.
- Harry!
- Daj już spokój. Miałaś ciężki dzień. –powiedział bardzo pewnie. Położyłam się na łóżko i zastanawiałam się co muszę dziś zrobić. Zakupy: mleko i musli, kawa się kończy i woda też. Chyba została ostatnia butelka. Dobrze byłoby zaplanować co będę gotowała w tym tygodniu i zrobić dziś większe zakupy. Nie musiałabym wtedy na tygodniu chodzić do sklepu. Wstałam z łóżka i przypomniałam sobie o tym, że nie jestem sama.
- Harry chcesz coś do picia?
- yhym
- Woda, sok, kawa, cola ? – krzyknęłam z kuchni
- Co?
- Pytam się na co masz ochotę. W sensie co chcesz do picia.
- A ok, poproszę kawę. – Kawa już się parzyła, a ja w tym czasie robiłam listę zakupów. Zaczęłam się niepokoić bo z pokoju nie dobiegały mnie żadne dźwięki. Właśnie miałam iść w jego stronę gdy nagle z ziemi wyrósł Harry. – To twoje?
- Co takiego?
- Te rysunki i zdjęcia. Ty je robiłaś?
- Tak.
- Masz talent. Zajmujesz się tym?
- Poniekąd tak. – Uśmiechnęłam się. – Kawa już jest gotowa. – Powiedziałam i oparłam się o blat szczelnie zaciskają dłonie wokół gorącego kubka z kawą.
- Co oznacza poniekąd? Harry wziął swój kubek i oparł się w ten sam sposób o blat co ja.
- Ponieważ pracuje się i uczę. W tym momencie nie potrafię określić czy jest to jeszcze pasja czy już praca. Robię to dla własnej przyjemności ale także poniekąd się z tego utrzymuje. To jest trochę bardziej zagmatwane niż się wydaje.
- Rozumiem o co Ci chodzi. – No nie jestem do końca taka pewna. Powiedziałam do siebie. – U nas też wszystko zaczęło się od pasji. A teraz płyty, trasy, koncerty, wywiady. I ta granica między pracą a pasją jest bardzo mocno naruszona. Żeby nie powiedzieć, że w tym momencie już całkowicie znikła. Rozumiesz?
- Chyba tak. Tak mi się wydaje.
- Już nie ma pracy jest pasja, nie ma współpracowników są przyjaciele, nie ma obowiązku jest przyjemność.
- Powinieneś się cieszyć. Nie każdego stać na taki luksus żeby powiedzieć, że praca którą wykonuje jest jego pasją.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wiem jakie miałem szczęście bo to tak naprawdę szczęśliwy zbieg okoliczności. I niezmiernie się cieszę, że to wszystko tak się ułożyło. Jak pomyśle ile rzeczy po drodze mogło nie pójść, ile elementów mogło się nie poskładać w całą tą układankę. Czasami nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.
- Ja wyznaje zasadę: na szczęście trzeba sobie zasłużyć. Nic nie przychodzi darmowo. – Powiedziałam uśmiechając się do niego. Odepchnęłam się od mebli i poszłam do zlewu umyć kubek.
- Lista? Wybierasz się do sklepu? – i wtedy usłyszałam pierwsze dźwięki mojego dzwonka. Ruszyłam nasłuchując gdzie zostawiłam plecak.
- Tak. Muszę zrobić zakupy. Moja lodówka jest prawie pusta. Ooo jest. – Wyciągnęłam go z plecaka a na ekranie widniało mi dobrze znane imię.
- Dzień Dobry Filipie co to się stało, że do mnie dzwonisz? – Po drugiej stronie usłyszałam jedynie śmiech. Zamiast powoli się uspokajać on z każdą sekundą przybierał na sile. – Dobra Filip już się uspokój bo szybciej zapuszczę korzenie niż powiesz mi o co chodzi. – Na te słowa Harry wychylił się z kuchni. A ja uśmiechnęłam się do niego.
- Ok, ok. Już się uspokajam. Bardzo ładnie mnie przywitałaś
- Tak wiem. To wrodzony talent do tego typu rzeczy.
- Oczywiście. Jakie masz na dziś plany?
- Zwyczajne. Muszę zrobić zakupy może trochę pomaluje. W zasadzie to jeszcze nie wiem do końca. – Harry cały czas mi się przyglądał. Robiło się to trochę dziwne. Dlatego odwróciłam się do niego plecami.
- Co powiesz na wspólną kolacje?
- Kolacje? Hmmm.. no ok, ale tylko jeśli ty będziesz gotował. Ostatnio to ja robiłam za kucharza, a efekt był dość mizerny
- Tak pamiętam, sushi. Hahaha
- Filip!
- Ok, już nic nie mówię. To wpadniesz do mnie o 18?
- 19
- Ok, w takim razie 19. Pamiętaj, że Cię kocham.
- Tak wiem, ja Cebie też. Na razie. – Powiedziałam jednocześnie odwracając się. Harry pił swoją kawę i zerkał na mnie. Najwidoczniej kawa nie była taka okropna, a może po prostu chciał być miły?
- Charlie mogę skorzystać z toalety?
- Jasne, jak staniesz przed wejściowymi drzwiami to na lewo do samego końca.
- Ok, zaraz wracam. – Mówił do mnie oddalając się. Chwilę później usłyszałam zamykające się drzwi od łazienki. Nie minęło nawet 5 sekund gdy usłyszałam odgłos jakby coś spadło i się rozbiło, następnie jakby ktoś upadł i krzyk przerażania. Harry? Nie zdążyłam zamrugać a do kuchni wbiegł przerażony Harry trzymając niedopięte spodnie.
- Jejku. Co się stało?
- Co, co to za bydle w łazience na umywalce siedzi?
- Bydle? Chodzi Ci o Puszka?
- Matko to coś ktoś nazwał?
- A to byś się zdziwił, on jest mój. Malutki słodziaczek, sprzedał mi go w Pubie rok temu jeden Irlandczyk.
- Ani on malutki ani słodki. Przecież to jakiś kot na sterydach. Chciał mi wydłubać oko.
- No co ty? – Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież to taki grzeczny kot. Co prawda nie lubi obcych no ale nie przesadzajmy. – Jeśli potrzebujesz skorzystać z toalety to mogę go wziąć z łazienki. On zawsze siedzi na umywalce. Można powiedzieć, że to jest jego miejsce.
- Gdybyś to zrobiła byłbym wdzięczny.
- Jasne, nie ma problemu. – Powiedziałam do Harrego starając się być jak najbardziej poważna, chodź nie wychodziło mi to najlepiej. Kto normalny toczy z kotem batalie o łazienkę? – Puszek ? Gdzie jesteś ? Chodź tu futrzaku. Przestraszyłeś Harrego.
- On mnie nie przestraszył. On się na mnie rzucił. – Nie skomentowałam tego. Nie było sensu. Każdy zawsze ma swoje racje. Usiadłam przy biurku i kończyłam listę z zakupami a Harry w międzyczasie poszedł do łazienki.


***

Lista była już praktycznie skończona gdy Harry wyszedł z łazienki. Przeszedł przez część mieszkania rozglądając się po nim jakby czegoś szukał.
- Stało się coś?
- Nie, po prostu zastanawiam się.. co ty w zasadzie robisz? Uczysz się, pracujesz?
- Tak i tak. Uczę się na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz pracuje w
Harper's Bazaar.
- Harper's Bazaar?
- Tak. Jest to amerykański miesięcznik o modzie ukazujący się od 1867 roku. Ja pracuje w brytyjskiej edycji. – popatrzyłam swoje stopy i dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie przebrałam się u niego z powrotem w swoje rzeczy. On też stał w rzeczach w których spał. – Harry?
- Tak?
- Chyba powinnam wziąć prysznic. W dalszym ciągu jestem w twoich rzeczach.
- No tak. Chyba to dobry pomysł. Więc.. ja chyba powinienem się zbierać? – Powiedział uśmiechając się do mnie.
- Harry?
- Tak?
- Ja mam twoje rzeczy. Ty masz moje. Chyba powinniśmy się nimi wymienić?
- No tak. Zupełnie zapomniałem. Więc na dziś jesteś już umówiona? – kiwnęłam głową – W takim razie może jutro? Zadzwonię jeszcze jutro i ustalimy o której godzinie się spotkamy.
- Ok, byłoby świetnie. – Złapałam w ręce kluczyki i zaczęłam iść w stronę drzwi, żeby otworzyć. Zaraz po wymianie zamka musiałam je przecież wypróbować. Harry kroczył zaraz za mną. Stojąc przy drzwiach i próbując je otworzyć uśmiechnęłam się do niego, a on obdarzył mnie zniewalającym spojrzeniem. Oczywiście chwile potrwało zanim poradziłam sobie z nowym zamkiem. I otworzyłam mu drzwi, czekając aż wyjdzie z mojego mieszkania. Był już na progu gdy usłyszałam:
- Nie zapomniałaś o czymś?
- Ja? Nie raczej nie? A o co chodzi?
- Telefon?
- Mój? Leży na łóżku.
- hahaha Nie chodzi mi o telefon tzn. chodzi mi o Twój numer telefonu. Mam do Ciebie zadzwonić, a nie podałaś mi swojego numeru – ołłłłłłłłłłł no tak, ale ze mnie gapa. Jestem pewna, że w tym momencie moje policzki przybrały kolor intensywnego różu. Pobiegłam po karteczkę i wyskrobałam na nim swój telefon.
- Proszę. – Powiedziałam podając mu ją. Chyba zrobiło mu się mnie głupio bo wziął ode mnie karteczkę już nic nie mówiąc uśmiechnął się do mnie i wyszedł.
Zostałam sama w moim mieszkaniu. Godzina 1.25pm co oznacza, ze mam jeszcze spoko czasu. Mogę spokojnie wziąć kąpiel. Potem pójdę na zakupy. Weszłam do łazienki. Odkręciłam kran aby wanna wypełniała się ciepłą wodą. Wlałam kilka kropel olejku zapachowego. Z szuflady wyciągnęłam czysty ręcznik i waniliową świeczkę którą zapaliłam. Upewniałam się jeszcze czy drzwi wejściowe są zamknięte i już siedziałam w wannie słuchając
Imagine Dragons - It's Time



So this is what you meant
When you said that you were spent
And now it's time to build from the bottom of the pit, right to the top
Don't hold back
Packing my bags and giving the Academy a rain check

I don't ever want to let you down
I don't ever want to leave this town
Cause after all
This city never sleeps at night

It's time to begin, isn't it?
I get a little bit
bigger but then I'll admit
I'm just the same as I was
Now don't you understand
That I'm never changing who I am

So this is where you fell
And I am left to sell
The path to heaven runs through miles of clouded hell right to the top
Don't look back
Turning to rags and giving the commodities a rain check

I don't ever want to let you down
I don't ever want to leave this town
Cause after all
This city never sleeps at night

It's time to begin, isn't it?
I get a little bit
bigger but then I'll admit
I'm just the same as I was
Now don't you understand
That I'm never changing who I am

Najwyższa pora by już coś rozpocząć, czyż nie? Trochę jakby dojrzałem, ale w końcu muszę przyznać, Że wciąż jestem taki, jaki byłem. Czy wciąż jeszcze tego nie rozumiesz, że nigdy nie zmienię tego kim jestem? 

***

Siedziałam już w wannie ok 40 minut. Wyszłam i włożyłam na siebie dres. Miałam iść na zakupy ale przez tą kąpiel zrobiłam się bardzo senna. Położę się na chwilkę i pójdę do sklepu. Powtarzałam sama do siebie. Nie wiem sama po co. Chyba chciałam się w ten sposób przekonać, że właśnie tak zrobię. Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Momentalnie zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Nie musiałam czekać długo. Wokół mnie zaczęły zanikać bodźce dobiegające z otoczenia. W tym momencie stałam na złocistej plaży zagarniając palcami u nóg piasek i spoglądając przed siebie widząc piękne, niczym niewzburzone, niebieskie morze.

***



***

Od autora: Jak się wam podoba? Masz jakieś pytania, chcesz ze mną porozmawiać? Czekam na Twój e-mail do mnie. 
Do przeczytania 
xx C
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz